środa, 2 kwietnia 2014

I'm psychic and I will be forever.






Bałem się tego, co może się zdarzyć. Mogła przysporzyć sobie więcej kłopotów, a w głębi duszy wierzę, że nie chciałaby tego.
- Co ona tu robi? – zapytała spoglądając na mnie.
Podrapałem się po skroni, sądząc, że zyskam na czasie, by coś wymyślić.
- Przyszłam z tobą porozmawiać, powinnyśmy sobie coś wyjaśnić –odezwała się niepewnym głosem Kendall.
Giselle przez dłuższy czas, przestraszona patrzyła prosto w moje oczy. Nie wiedziałem, jaka będzie jej reakcja. Obawiałem się najgorszego, a cisza panująca w domu zabijała mnie z sekundy na sekundę.
Brunetka przeniosła wzrok na swoją siostrę, po czym skinęła głową i znikła w głębi korytarza.
Kendall spuściła głowę i w milczeniu ruszyła na górę.
Czułem się zobowiązany do nasłuchiwanie tego, co tam miało się dziać. Najlepiej by było, gdybym mógł stać pod drzwiami i bezczelnie ich podsłuchiwać, ale należało im się kilka minut dla siebie. Miałem nadzieję, że wszystko się wyjaśni, i chociaż, że nadal nie przepadałem z Kendall, miałem nadzieję, że się pogodzą.
Ciszę przerwał tupot stóp Mason’a, który biegł wprost w objęcie Khloe.
- Pogadamy? – brunetka uniosła pytająco brwi.
Kiwnąłem głową i usiadłem naprzeciwko niej przy stole.
Nie wiedziałem, jakiego rodzaju rozmowę ma na myśli Khlo, ale byłem pewny, że chodzi o Gigi.
Może miała dla mnie jakieś błyskotliwe rady? Chciałem zostać z nią chwilę, sam na sam, żeby sprawdzić, czy nadal jest w podobnym nastroju, co wczoraj wieczorem. A co jeśli znowu wszystko uległo zmianie i po ich wyjściu zastanę tą oziębłą i obojętną dziewczynę? Nie zniosę tego więcej! Wiem, że byłem dla niej oparciem, chociaż ona sama tego nie przyznawała, ale ja również potrzebowałem kogoś, żeby wsparł mnie. W pewnym sensie sam musiałem poradzić sobie z tą sytuacją. Rodzice Gigi, nie przychodzili codziennie mimo ich zapewnień i to było co najmniej dziwne. Przecież to ich córka.
- Jest źle? – spytała Khloe, sadzając sobie Mason’a na kolanach.
Odgarnęła gęste, brązowe włosy z ramienia i podała swojemu synowi zabawkowy samochodzik. –Kiedy wszystko wróci do normy?
- Nie mam pojęcia – westchnąłem.  –Jakieś kilka tygodni, może wcześniej.
- Nie sądziłam, że do tego dojdzie – zaśmiała się. –Wydaje się być silna, ale tak naprawdę nikt z nas nie wiedział, co dzieje się w środku niej. Jakby chciała to ukryć i olać. Co by było, gdyby nie pobiła tej dziewczyny? A właśnie, jak ona się czuje?
Podparłem głowę na dłoni.
- Nic szczególnego jej się nie stało – odparłem. –Z początku była wściekła i chciała ją pozwać, ale kiedy dowiedziała się, dlaczego to zrobiła, zmieniła nastawienie. Perrie to świetna dziewczyna, one się przyjaźnią, więc próbuje być dla niej wsparciem.
- A Gigi? 
Pokręciłem głową.
- Dopóki nie wyjdzie z depresji nie zrozumie, dlaczego to zrobiła. Omija ten temat szerokim łukiem – wyjaśniłem krótko.
Nastało milczenie.
Zupełnie nie wiedziałem, co będzie dalej. Starałem się skupić na tym, co Khloe do mnie mówi, ale martwiłem się ciszą, która dobiegała z pokoju Giselle. Była przerażająca. Miałem nadzieję, że Gigi nie zabiła jej wzrokiem.
- A ty, jak sobie radzisz? – zapytała.
To pytanie wytrąciło mnie z transu. Była pierwszą osobą, która pytała się o moje samopoczucie. Poczułem się doceniony, ale najbardziej mnie zdziwiło to, że ona nie była moją rodziną, ale jednak się mną przejmowała. To było miłe.
- Jest całkiem dobrze – skłamałem.
Było do dupy, to chyba oczywiste.
- Wyjdź stąd, do cholery i po prostu nie wracaj, okej?! Dajcie mi wszyscy święty spokój!  –krzyknęła Gigi i wypchnęła Kendall ze swojego pokoju, po czym z hukiem zatrzasnęła drzwi.
Ken przez chwilę wpatrywała się w zamknięte drzwi, a po chwili zbiegła ze schodów i w milczeniu wyszła z domu.
Khloe obiegła za nią wzrokiem, po czym głośno westchnęła.
Chciałem, jak najszybciej dowiedzieć się, co się stało, ale wiedziałem, że Gigi mi nic nie powie, jednak musiało się tam stać coś, co ją zdenerwowało.
- Wiedziałam, że to zły pomysł –mruknęła Khloe, po czym gwizdnęła. – Mase, zbieramy się!


*


- Nie wiem, co powinienem zrobić, mamo – westchnąłem, chodząc w kółko po korytarzu.
Gigi, po tym co się stało, nie chciała ze mną w ogóle rozmawiać. Zamknęła się w pokoju i nie wychodziła przez dwie godziny.
Miałem wrażenie, że przez to wszystko zamiast ruszyć do przodu cofaliśmy się. Zaczęło się zmieniać. Giselle zaczęła topnieć, ale znowu podniosła swoją barierę i nikogo do siebie nie dopuszczała. To mnie dobijało.
- Wiem, że jest trudno, tak samo tobie, jak i jej. Tak sobie dzisiaj myślałam, że może powinniście przyjechać na kilka dni do Anglii? – zaproponowała.  –Chwila od zgiełku przydałaby jej się. Odetchnie u nas, zapytaj się jej.
- Nie sądzę, że to dobry pomysł – przejechałem kciukiem po dolnej wardze.
- Po prostu spróbuj.


*

Nie pomyślałbym nawet, że Giselle się zgodzi. Sam długo zastanawiałem się nad tym. Nie byłem do końca pewny, czy rozłąka z domem dobrze jej zrobi, ale z pewnością na tym skorzysta. Bałem się też, jak zareaguje na nowe otoczenie i mamę i Robin’a. Co sekundę pojawiały się nowe pytania, na które długo szukałem odpowiedzi.
Jednak odważyłem się zapytać. Rozważałem, jak może odpowiedzieć i zachować się. Obstawiałem, że odmówi albo przemilczy to.
Ona jedynie odwróciła głowę od okna i smutnym wzrokiem pokiwała głową.
Nie wiedziałem, jak się zachować. Zaskoczyła mnie. Miałem nadzieję, że ten wyjazd będzie jakimś przełomem.
Dni mijały, a ona nie robiła żadnych postępów. Myślałem, że w końcu depresja zacznie zanikać i wróci dawna Giselle. Nie zapowiadało się na to.
Dwa dni później zdecydowaliśmy się wylecieć do Anglii, dokładnie piętnastego lutego. Za dwa dni Gigi kończyła 19 lat i nie wyobrażałem sobie, że spędzimy ten dzień w ponurych nastrojach. Modliłem się o to, żeby coś się zmieniło w ciągu tych dni, żeby wróciła.
Cały lot oboje przespaliśmy. Zastanawiałem się, czy to dobrze? Z jednej strony pewnie byśmy milczeli, ale z drugiej może coś by się wydarzyło?
Kiedy wylądowaliśmy na lotnisku w Londynie było południe.
Czarny Rang Rover czekał przed tylnym wejściem lotniska.
Chciałem uniknąć jakiegokolwiek spotkania z reporterami. Wiem, że Gigi nie myślała o tym, co mówią ludzie w show-biznesie, ale mieli oni pewne domysły.
Większość była błędna. Sądzili, że ćpa i pije, że sława ją przerosła. W pewnym sensie mieli racje, przerosła ją i to bardzo, ale dokładnie to nie wiedzieli nic.
Włączyłem się do ruchu drogowego, kiedy Giselle pogłośniła radio i zaczęła nucić piosenkę Ed’a Sheeran’a „I see fire”.
- Wow, dawno nie słyszałem, jak śpiewasz – spoglądnąłem na nią, starając się utworzyć  rozmowę.
- Taa… Trochę za tym tęsknie – stwierdziłam, zakładając ręce na klatce piersiowej.
Uśmiechnąłem się do niej, kiedy jej wzrok spoczął na mojej twarzy.
- Za dwa dni są twoje urodziny – zauważyłem.
Liczyłem na to, że podchwyci temat i powie mi, co o tym sądzi.
- Mam nadzieję, że będziemy mogli zostać u twojej rodziny i nie wracać do Stanów – mruknęłam chłodnym tonem.
- Dlaczego? – zapytałem, wjeżdżając w teren za Londynem.
- Nie chcę widzieć Kendall przez następne kilka miesięcy – westchnęła, opierając głowę o wezgłowie fotela.
- Uważa, że jeśli mam teraz trudny czas to może przyjść skruszona, a ja jej wybaczę. Wolę najpierw poukładać swoje sprawy.
- Czy w te sprawy zaliczamy się my?
Pokręciła ze zrezygnowaniem głową. Patrzyła na czerwony lakier na swoich paznokciach, po czym odezwała się:
- Nie sądzę, że uda nam się przetrwać w tym związku.
Spojrzałem na nią z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
- Posłuchaj, Harry. Spójrzmy prawdzie w oczy. Jestem psychiczna i będę. Nigdy nie będę taka, jak wcześniej. Zawsze będzie czas, w którym spieprzę ci pewne sprawy swoim humorem. Nikt mnie nie będzie umiał mnie zrozumieć.
Chcesz marnować swój czas ze mną?
- Powiedz, kiedy spieprzyłaś mi czas? – uniosłem głos. 

Widząc moje zdenerwowanie, ścisnęła pięści, aż palce jej zbielały.
- Na przykład w twoje urodziny! – krzyknęła. – Nie pamiętasz, jak uderzyłam Perrie? Podbiłam oko swojej najlepszej przyjaciółce! Powoli tracę bliskie mi osoby. Najpierw Kendall, potem Perrie. Następny będziesz ty, Harry.
Zjechałem na pobocze i zgasiłem silnik. Giselle wyprowadziła mnie z równowagi swoim gadaniem i próbowałem zachować spokój, ale słabo mi to wychodziło.
- Nie stracisz mnie, do cholery! – warknąłem, potrząsając nią za ramiona. – Rozumiesz?! To ty odpychasz wszystkich dookoła. Nie dopuszczasz do siebie nikogo, odrzucasz pomoc, którą każdy chce ci ofiarować. Jeśli wszystko ma być, jak dawniej, to najpierw ty musisz się zmienić. Nie możesz tkwić w miejscu. Po prostu próbuj, wiem, że potrafisz!



Elie: Po pierwsze! Strasznie Was przepraszam za to opóźnienie! Szczerze powiedziawszy nie miałam natchnienia do napisania tego rozdziału, bo moja wena się powoli ulatnia. Wiem, że ten rozdział nie należy do najlepszych i naprawdę mocno przepraszam, dziewczyny. Dziękuje za każdy komentarz, bardzo miło się je czyta.
Nie będę się rozpisywać, bo nawet nie mam po co. Dziękuje tym, którzy nadal są.

Całusy ; *