poniedziałek, 17 listopada 2014

I'm Sorry



Zaparkowałem samochód na podjeździe mojego starego domu. Giselle spała. Na razie nie zamierzałem jej budzić. Najpierw chciałem wejść do domu, porozmawiać na spokojnie z mamą i o wszystkim pomyśleć.
Przez resztę drogi żadne z nas się nie odezwało. Może potraktowałem ją trochę za ostro, ale nie miałem już cierpliwości. Ona musi się wziąć w garść.
Zostawiłem ją, więc, w samochodzie i poszedłem do domu. Chciałem wyjaśnić mamie wszystko, co i jak. Żeby była przyzwyczajona do jej nastroju i tego, jak się zachowujemy.
Kiedy wszedłem do środka moja mama stała w kuchni mieszając coś w garnku.
Gdy zorientowała się, że ją obserwuję zapiszczała i rzuciła drewnianą łyżkę na blat.
Rzuciła się mi na szyję i wyściskała mnie za wszystkie czasy. Uwielbiałem ciągłe powroty do domu. Tym bardziej w tamtym momencie najbardziej tego potrzebowałem.
Wróciliśmy do kuchni, ponieważ makaron o mało jej nie wykipiał. Z początku pytała mnie, jak się czuję, co u chłopców, jak promocja płyty i tak dalej. Dopiero po chwili zorientowała się, że Gigi ze mną nie ma.
- Gdzie Giselle? – zapytała, mrużąc oczy.
- Śpi w samochodzie, nie chciałem jej budzić – odpowiedziałem szczerze.
Mama kiwnęła głową i zamieszała makaron ponownie.
- Chcę ci tylko powiedzieć, żebyś nie zachowywała się specjalnie w stosunku do niej – poprosiłem, opierając się o blat. – Po traktuj ją, jakby nic się nie stało, dobrze?
- W porządku, Harry – zgodziła się. – A jak z nią w ogóle?
- Wszystko będzie dobrze – odparłem pewnie.
I chyba po raz pierwszy naprawdę w to uwierzyłem.
Otworzyłem usta, żeby coś dodać, ale zauważyłem, że Giselle weszła do kuchni niepewnym krokiem.
Naciągnęła rękawy swetra na dłonie i opatuliła się nim.
- Dzień dobry – mruknęła cicho, nie zwracając na mnie uwagi.
- Witaj, kochanie – moja mama uśmiechnęła się do niej ciepło i wzięła ją w objęcia.
Gigi bez wahania odwzajemniła uścisk kładąc głowę na jej ramieniu. Spojrzała przelotnie na mnie.
Dopiero po chwili Giselle zrozumiała, co tak naprawdę robi i jak oparzona odsunęła się od mojej mamy.
- Przepraszam – szepnęła zdezorientowana.
- Nie szkodzi – z twarzy mojej mamy nie schodził szeroki uśmiech. – Jesteście głodni?
- Jasne, ale może najpierw pójdziemy do samochodu po swoje bagaże – zaproponowałem patrząc na brunetkę.
- Świetnie! – zawołała moja mama. – Robin pojechał na ryby ze znajomymi wróci za kilka dni, więc spokojnie. Nie musicie bać się, że Wam wszystko zje – zażartowała.
Gigi zdobyła się na słaby uśmiech i ruszyła do wyjścia, a ja za nią.
Ulice przykrywał śnieg. Niebo zaczynało się ściemniać, a drogę oświetlały latarnie.
Giselle delikatnie zadrżała, kiedy zerwał się wiatr. Między nami panowała niezręczna cisza, ale miałem dużo na głowie i to odpędzało chęć wypowiedzenia jakiejś głupoty.
Otworzyłem bagażnik, a brunetka sięgnęła po swoją walizkę. Nie była ona za ciężka, więc poradziła sobie z nią.
Spojrzała na mnie swoim obojętnym spojrzeniem i udała się do środka, zostawiając mnie przy samochodzie.
Otworzyłem usta, żeby coś odpowiedzieć, ale w idealnym momencie zadzwonił mój telefon.

*

Po półtorej godziny rozmawiania przez telefon z Louis’em i Eleanor, z którą spędzał kilka wolnych dni w Manchesterze, w końcu zabrałem swoje bagaże i ruszyłem do domu.
Cholernie zmarzłem, stojąc przy samochodzie.
El, zawzięcie pytała, jak u Giselle, bo ilekroć dzwoniła do niej, Diaz odrzucała połączenia.
Już dawno nie widziałem telefonu w jej dłoni. Praktycznie nie zwracała na niego uwagi. Izolowała się od świata zewnętrznego.
Uspokoiłem Calder, która nie dała sobie wmówić, że wszystko będzie. Chyba każdy z nas wariował. Nie sądziłem, że wszyscy tak szybko ją zaakceptują i zżyją się z nią.
W pewnym sensie to by jej na pewno pomogło, gdyby chociaż trochę dała dostęp rodzinie i przyjaciołom. Naprawdę wszyscy się o nią martwią. Najbardziej to chyba wariuje Perrie i Eleanor. Louis i Niall też często pytają o nią.
Byłoby świetnie, gdyby to dostrzegła.
Wszedłem do ciepłego domu, zamykając za sobą drzwi. Zdjąłem buty i cicho postawiłem walizkę przy schodach na piętro.
W domu unosił się zapachu imbiru i cytryny, a w salonie na kanapie siedziała Giselle i moja mama
Nie wierzyłem własnym uszom. Dziewczyna prowadziła normalną konwersację z nią. Jej zdania były długie i pełne. Nie odpowiadała półsłówkami. Byłem w szoku.
Nie chciałem im przeszkadzać, bo wiedziałem, że jeśli tam wejdę Gigi zamilknie. To miłe usłyszeć jej głos, który nie wydaje się być już taki chłodny.
- Jak się czujesz, kochanie? – zapytała moja mama, ciepłym głosem.
Och, nie! To wszystko popsuje! Gigi nie znosi o tym mówić, ciągle unika tego tematu.
- Nie sądziłam, że będzie mi aż tak ciężko – westchnęła cicho. – Myślałam, że w tym czasie wiele pomoże mi moja rodzina i do tej pory sądziłam, że jesteśmy idealną rodziną, ale myliłam się. Moja mama przestraszyła się mojej choroby.
Wiem to i dlatego tak rzadko się ze mną kontaktuje.
- Wiesz dlaczego tak się dzieje? – znowu usłyszałem głos mojej mamy. – Za mało rozmawiacie o tym otwarcie. Widzisz, ja z Gemmą i z Harry’m starałam się rozmawiać o wszystkim. Nawet o tych rzeczach, o których z matką się nie rozmawia. Rozmowa jest bardzo ważna.
- Najlepiej byłoby gdyby wszystko zaczęło wracać do mnie w kolorach. Cały czas żyję w takiej pustce, nie widząc, żadnego sensu do życia, czy nawet chęci – mruknęła.
- Daj sobie troszkę czasu. Nic nie przyjdzie ot tak – mama pstryknęła palcami.
- Harry bardzo mi pomaga. Myślałam, że odejdzie, ale wcale tego nie zrobił. Chciałabym, żeby wiedział, że naprawdę doceniam to i… Kocham go, naprawdę, ale nie potrafię mu tego pokazać – oznajmiła.
Moje serce szybciej zabiło.
Co takiego robi moja mama, że Gigi się przed nią otworzyła? To niesamowite! Jestem pewien, że to wiele może jej pomóc. Potrzebowała takiej rozmowy od dawna. Nie wiedziałem, co myśli o tej sytuacji. Nie chciała o tym mówić. Teraz jednak widzę, że wiele oczekiwała od rodziców i zawiodła się na nich. Chciała również odzyskać dawną siebie. Nie rozumiała jeszcze, dlaczego znalazła się w takim stanie.
- Myślę, że nie musisz – moja mama zaśmiała się. – On na pewno o tym wie.
Postanowiłem w tym momencie wkroczyć do akcji. Pchnąłem lekko walizkę, żeby zrobić jakiś hałas i wszedłem do salonu.
Obie siedziały naprzeciwko siebie, okryte kocem i trzymały w dłoniach duże kubki z herbatą.
Giselle popatrzyła na mnie przez chwilkę, a potem zaczęła bawić się swoimi dłońmi.
Mama natomiast posłała mi swój szeroki uśmiech i mrugnęła do mnie.
- Już myślałam, że zamarzłeś tam. Ile można rozmawiać przez telefon? – roześmiała się i uniosła oczy ku górze.
- To było dosyć ważne – odparłem. – Jestem trochę zmęczony. Pójdę na górę wziąć prysznic i położę się. Do jutra.
- Dobranoc, synku – uścisnęła mnie na pożegnanie i powróciła wzrokiem na Gigi, która wcale nie zareagowała.

*


To prawda. Byłem cholernie zmęczony. Najpierw w samolocie, potem w samochodzie. Bolały mnie plecy i głowa, więc stwierdziłem, że szybko zasnę.
Nie udało mi się. Za dużo myślałem. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że Giselle tak po prostu rozmawiała z moją mamą, jakby znały się od lat.
Cieszyłem się, że ją polubiła i ze wzajemnością. To również było dla mnie ważne, ale sam fakt, że otwarcie rozmawiała o swoich problemach, wzbudzał we mnie rozmaite emocje.
Z jednej strony cieszyłem się, że się otworzyła, a z drugiej strony byłem zły, że powiedziała to mojej mamie, a nie mnie. Bzdury! Powinienem się cieszyć tego, co w ogóle się wydarzyło.
Nagle usłyszałem, jak klamka od drzwi się przekręca, a one powoli się uchylają.
Zamknąłem oczy i udawałem, że śpie.
Brunetka cicho zamknęła drzwi i na palcach przeszła wzdłuż pokoju do łóżka.
Usiadła na łóżku plecami do mnie.
- Wiem, że nie śpisz – odezwała się nagle. – Chciałam ci podziękować za to, że mnie tu zabrałeś. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Uniosłem się do pozycji siedzącej i oparłem się o wezgłowie.
- Żaden problem – wzruszyłem ramionami i patrzyłem na jej odkryte ramiona.
Odkryła miejsce, na którym leżała kołdra i wsunęła się pod nią. Nakryła się szczelnie, a jej głowa opadła na mój tors.
- Przepraszam – wyszeptała.
- Za co? – uniosłem brew i objąłem ją szczelniej ramieniem.
- Za to całe gówno, które narobiłam – odetchnęła.
Milczałem. Pogłaskałem ją po dłoni i pocałowałem w czubek głowy.
- Ja… - zająknęła się. – Kocham cię.


Elie: Nie musicie pytać. Sama nie przypuszczałam, że kiedykolwiek tu wrócę i nawet nie wiem, jak to się stało, ale przeczytałam to wszystko od początku i nie mogę wyobrazić sobie tego, jako niedokończone. Wiem, że już nie będzie to nikogo interesować, ale spróbuję choć trochę zwrócić waszą uwagę.
Początek będzie trudny, ale wyobraźcie sobie, że tej przerwy nigdy nie było.
Czekam na wasze komentarze, co do tego rozdziału.

Miłego wieczoru <3