sobota, 15 marca 2014

I'm afraid that it may be too late.

Co chwilę spoglądałem na jej wychudzoną twarz. Opatuliła się szczelnie cienki, czarnym swetrem i wbiła wzrok w szybę obok niej.
Cisza w samochodzie mnie zabijała. Wiedziałem, że jeśli się odezwę ona to przemilczy, wzruszy ramionami albo rzuci obojętną uwagę. Jedyne, o czym w tamtym momencie marzyłem to, uśmiech na jej twarzy i pogodny humor.
Nie zapowiadało się na to. Musiałem czekać kilka pieprzonych tygodni, żeby znowu zobaczyć ją taką, jak kiedyś! To mnie zabijało.
Zaparkowałem samochód na parkingu przed kinem. Żyłem cieniem nadziei, że może o tej nocy, coś ulegnie zmianie. Nie miałem pewności, czy jej się spodoba, a może ucieknie z płaczem albo wybuchnie. Wszystkiego mogłem się po niej spodziewać w tym czasie.
Giselle wysiadła z samochodu, zanim ja to zrobiłem. Zwinąłem koc z rulon i wsadziłem go pod pachę i również wysiadłem z pojazdu.
Brunetka przyglądała się napisie „ZAMKNIĘTE”. Jej smukła dłoń spoczywała na boku uda.
Podszedłem do niej w milczeniu i spróbowałem złapał dyskretnie jej dłoń, ale ona pośpiesznie założyła dłonie na piersi.
Westchnąłem i wyjąłem z kieszeni klucze do lokalu i ruszyłem do drzwi.
Przekręciłem klucz w zamku i, kiedy on ustąpił otworzyłem drzwi na całą szerokości i wyczekująco spojrzałem na Gigi.
Przeszywała mnie wzrokiem, który na zewnątrz wydawał się być, jak z kamienia, ale w środku był on kruchy, smutny i bezsilny.
Miałem wrażenie, że ona odpychała myśl o tym, że ktokolwiek może jej pomóc. Odpychała mnie.
Brunetka szybkim krokiem weszła do środka.
Było tam ciemno. Zapaliłem światła w bezpiecznikach.
-Mamy całe kino dla siebie, nie ma tu nikogo –oznajmiłem, udając, że jej postawa wcale mnie nie rusza.
Starałem się myśleć optymistycznie. Nie wiem, czy dobrze mi to wychodziło.
Giselle kiwnęła jedynie głową i rozglądnęła się po pomieszczeniu, w którym znajdował się Snack-Bar*.
-Wybierz co chcesz, ja zaraz wrócę –podrapałem się zakłopotany po karku i zostawiłem ją.
Wszedłem między sale kinowe szukając schodów przeciwpożarowych. Mam nadzieję, że film na dachu kina jej się spodoba, bo jeśli nie… To nie wiem, co mógłbym zrobić.
Wybrałem „Śniadanie u Tiffany’iego”. Wiem, że to jej ulubiony film i pierwszy, który obejrzeliśmy, jako oficjalna para. To miało być coś romantyczne i uważam, że to dobry pomysł, ale co na to ona?
Wszystko było przygotowane, dzięki Tom’owi. Naprawdę mi pomógł. Włączyłem projektor, który rzucił pierwszą scenę z filmu na ścianę budynku naprzeciwko. Zatrzymałem go i sprawdziłem godzinę na telefonie.
Było w pół do pierwszej, ale nie byłem zmęczony. Senność zastąpiła ekscytacja.
Kiedy stwierdziłem, że wszystko jest gotowe skierowałem się po nią do baru.
Stała tam trzymając w rękach duże pudełko popcornu i kubek Coli. Z kieszeni wystawała jej mała torebeczka żelków.
Podszedłem do niej i zabrałem popcorn.
-Oboje lubimy, prawda? –wyjęła z kieszeni żelki Haribo. 
Na jej twarzy pojawił się półuśmiech. Nagła zmiana humoru trochę mnie zaskoczyła, ale również ucieszyła.
Kiedy na mojej twarzy mimowolnie uformował się szeroki uśmiech ona do mnie mrugnęła.
Byłem zszokowany i miałem nie byłem pewny, ale miałem wrażenie, że chyba zacznie się układać.
Objąłem ją delikatnie w talii, ale dziewczyna wzdrygnęła się i odeszła w przód.
Chyba za wcześnie. Nie chciałem jej wystraszyć i psuć tego wieczoru, ale nie miałem pojęcie, dlaczego tak reaguje.
Poprowadziłem ją przez schody przeciwpożarowe na dach.
Kiedy zobaczyła kadr z filmu, projektor i widok z dachu na Los Angeles, zakryła dłonią usta, a ja wyłapałem tylko ciche „Wow”.
-To jest niesamowite –westchnęła rozglądając się. 
Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć, więc jedynie się uśmiechnąłem.
Usiedliśmy na poduszkach i włączyłem projektor. Po kilku minutach jej głowa powoli opadła na mój tors, a ona przykryta kocem cicho wpatrywała się w postać Audrey Hepburn.
Nie liczyłem, że powie coś więcej. I tak dzisiejszy wieczór to postęp w porównaniu do całego dnia. Miałem nadzieję, że nic się nie zmieni. Chciałem ją z powrotem.
-To jest dziwne, że nadal jesteś przy mnie –mruknęła cicho.
Nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć. Szczerze mówiąc, to zaskoczyła mnie.
-Dlaczego? –zapytałem tylko. 
Brunetka zagryzła nerwowo wargę i milczała. Czyli to by było na tyle. Jednak dało mi to do zrozumienia, że ona myśli o nas i, chyba, nic się między nami nie zmieniło. A może coś przeoczyłem?
-Odpycham cię na każdym kroku –stwierdziła pewnie. –Chciałabym być taka, jak kiedyś, ale coś mnie blokuje. Nie wiem, ile to potrwa i, ile będziesz musiał czekać, Harry.
-Będę czekać, tyle ile będzie trzeba –odparłem stanowczo.
Przecież to oczywiste, że będę!
-Boję się, że może być za późno –szepnęła.


*


Giselle nadal spała. Zalałem wodą kubek z torebką herbaty i spojrzałem na zegarek kuchenny.
Było w pół do jedenastej. Nie dziwiłem się, że dalej spała, ponieważ usnęła na końcówce filmu, w pół do trzeciej rano. Należał się jej sen.
Jednak nasza krótka wymiana zdań nadal szumiała w mojej głowie. Ona się poddawała? Nie! Nie zrobiłaby tego. Przecież sobie poradzimy, byłem tego pewien.
Oparłem się o blat i przeczesując dłonią włosy westchnąłem. Byłem tym zmęczony, a to dopiero drugi dzień. Nie wiedziałem, ile będę mógł wytrzymać.
Usłyszałem zgrzyt klamki, a potem mały brązowowłosy chłopczyk przebiegł przez korytarz do salonu i z krzykiem rzucił się na kanapę.
Z szeroko otwartymi oczami patrzyłem na dziecko, które bawiło się małym samochodzikiem w dłoni.
Nagle zza ściany wyłoniła się wysoka sylwetka Kendall, a zaraz za nią Khloe, którą zdążyłem poznać przed wyjazdem do Nowego Jorku.
Najbardziej dziwiła mnie obecność Ken, tutaj. Jakoś w szpitalu nie wykazywała zbytniego zainteresowania tym, co działo się z jej własną siostrą.
Byłem na nią zły, ale nie chciałem się kłócić, to był najmniejszy problem.
-Mason, kochanie, możesz się przymknąć? –zwróciła się do swojego syna z przesadną słodkością Khloe.
Jej syn posłał jej naburmuszone spojrzenie i usiadł po turecku na podłodze.
-Przepraszam cię –jej spojrzenie zawisło na mnie.
-Gigi śpi? –zapytała cicho Kendall.
-Naprawdę cię to obchodzi? –zakpiłem. 
Po prostu nie mogłem się powstrzymać.
-Ej, mała suczko, wstawaj! –krzyknęła na cały głos Khlo.
Ona nie robiła wielkiej sprawy z tego, że Gigi była chora. Chciała ją traktować normalnie, tak jakby nic się nie stało. Myślę, że w pewien sposób to mogło jej pomóc.
Nagle u szczytu schodów pojawił się brunetka z zaspaną miną i pofalowanymi włosami.
Jej oczy natychmiast szeroko się otworzyły, kiedy zobaczyła Ken.
Siostra uśmiechnęła się do niej blado, a ja dostrzegłem w oczach Gigi istną nienawiść, zaraz po tym, jak jej dłonie zwinięte w pięści zbielały. 
Żadnej bójki, błagam.
Posłałem przestraszone spojrzenie Khloe. Ta jedynie wzruszyła ramionami. Cudownie!


*Snack-Bar –bar z przekąskami.

Elie: Nie bijcie, błagam! Przepraszam, że tak długo kazałam Wam czekać na ten rozdział i do tego jest tak cholernie krótki, ale po prostu nie miałam natchnienia, żeby coś napisać i wyszło takie „coś”. Nie wiem, dlaczego to publikuje, ale znowu czuje, że jestem Wam to winna. Poza tym, to jest do bani… Nic interesującego, żadnej akcji i w ogóle… Klęska.
Dziękuje za ostatnie komentarze, jesteście wspaniałe i mocno Was kocham!
Nie wiem, kiedy dodam nowy, ponieważ mam sporo na głowie, wliczając w to naukę… ;c
Mam nadzieję, że wybaczycie mi to.
Cóż… Jedynie mogę jeszcze przeprosić Was za błędy, które pewnie się tu wkradły i zapytać, czy się Wam podobało?

Całusy ; *

9 komentarzy:

  1. Żadnej akcji? Żartujesz sobie?!? To było genialne, jak cała ta historia ;) weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  2. To było genialne! Naprawdę! Strasznie mi się podoba twój styl pisania. :) Kocham ten FF i ciebie! ;) Pozdrawiam i zapraszam na moje pierwsze FF, są do bani, nigdy bym ich nie porównała do twojej twórczości! :* http://kochanie-masz-do-wyboru-zycie-albo-ja.blogspot.com/ i http://hell-harry-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Super <3
    Znalazłam tego bloga wczoraj wieczorem. I kurcze mam na siebie samą focha, że nie spięłam dupy i nie przeczytałam wczoraj!
    No uwielbiam! Podoba mi się prawdziwość tego opowiadania, dobór muzyki do danego momentu i te wszystkie wspaniałe chwile przeplatane z tymi złymi.
    Kendall mnie denerwuje. To taka suka jak ich mało i jeszcze obwinia o wszystko Giselle. No szczyt chamstwa. Nie lubię takich dziewczyn. Na serio, doprowadzają do wrzenia mojej krwi! Agh!
    Dzisiaj, bądź jutro, zacznę też czytać Twój drugi blog. Obejrzałam zwiastun- rewelacja! No a więc...rozdział super, jak zawsze ;3

    Lucky

    OdpowiedzUsuń
  4. Super super :3/add

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś super. Czekam na kolejny rozdział tego opowiadania i mam nadzieję, że dodasz w końcu rozdział w opowiadaniu o Alex.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny rozdział :) nie martw się że musimy czekać, twój ff jest cudowny i opłaca się czekać na kolejny rozdział :D <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Zrobiło się bardzo romantycznie *.* Chciałabym otrzymać w prezencie taką randkę. Cud miód malina po prostu.. eh. Szkoda, że Gi jest wciąż trochę inna, ale wiesz że mi się to podoba z drugiej strony :> Oby tylko nie rzuciła się na Ken mimo wszystko

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak sweet, tak romantycznie ^_^ Gigi jest chora :( Ken przyszła, jestem ciekawe po co? Na pewno nie chodzi tu o Gifi... zaczęłam czytać tego bloga i jest świetny gratuluję talentu. To nie prawda że nie ma akcji czasem jest a czasem autor musi trochę odpuścić. Ja cię rozumiem :)

    OdpowiedzUsuń