Co
chwilę spoglądałem na jej wychudzoną twarz. Opatuliła się szczelnie cienki,
czarnym swetrem i wbiła wzrok w szybę obok niej.
Cisza
w samochodzie mnie zabijała. Wiedziałem, że jeśli się odezwę ona to przemilczy,
wzruszy ramionami albo rzuci obojętną uwagę. Jedyne, o czym w tamtym momencie
marzyłem to, uśmiech na jej twarzy i pogodny humor.
Nie
zapowiadało się na to. Musiałem czekać kilka pieprzonych tygodni, żeby znowu
zobaczyć ją taką, jak kiedyś! To mnie zabijało.
Zaparkowałem
samochód na parkingu przed kinem. Żyłem cieniem nadziei, że może o tej nocy,
coś ulegnie zmianie. Nie miałem pewności, czy jej się spodoba, a może ucieknie
z płaczem albo wybuchnie. Wszystkiego mogłem się po niej spodziewać w tym
czasie.
Giselle
wysiadła z samochodu, zanim ja to zrobiłem. Zwinąłem koc z rulon i wsadziłem go
pod pachę i również wysiadłem z pojazdu.
Brunetka
przyglądała się napisie „ZAMKNIĘTE”. Jej smukła dłoń spoczywała na boku uda.
Podszedłem
do niej w milczeniu i spróbowałem złapał dyskretnie jej dłoń, ale ona
pośpiesznie założyła dłonie na piersi.
Westchnąłem
i wyjąłem z kieszeni klucze do lokalu i ruszyłem do drzwi.
Przekręciłem
klucz w zamku i, kiedy on ustąpił otworzyłem drzwi na całą szerokości i
wyczekująco spojrzałem na Gigi.
Przeszywała
mnie wzrokiem, który na zewnątrz wydawał się być, jak z kamienia, ale w środku
był on kruchy, smutny i bezsilny.
Miałem
wrażenie, że ona odpychała myśl o tym, że ktokolwiek może jej pomóc. Odpychała
mnie.
Brunetka
szybkim krokiem weszła do środka.
Było
tam ciemno. Zapaliłem światła w bezpiecznikach.
-Mamy
całe kino dla siebie, nie ma tu nikogo –oznajmiłem, udając, że jej postawa
wcale mnie nie rusza.
Starałem
się myśleć optymistycznie. Nie wiem, czy dobrze mi to wychodziło.
Giselle
kiwnęła jedynie głową i rozglądnęła się po pomieszczeniu, w którym znajdował
się Snack-Bar*.
-Wybierz
co chcesz, ja zaraz wrócę –podrapałem się zakłopotany po karku i zostawiłem ją.
Wszedłem
między sale kinowe szukając schodów przeciwpożarowych. Mam nadzieję, że film na
dachu kina jej się spodoba, bo jeśli nie… To nie wiem, co mógłbym zrobić.
Wybrałem
„Śniadanie u Tiffany’iego”. Wiem, że to jej ulubiony film i pierwszy, który
obejrzeliśmy, jako oficjalna para. To miało być coś romantyczne i uważam, że to
dobry pomysł, ale co na to ona?
Wszystko
było przygotowane, dzięki Tom’owi. Naprawdę mi pomógł. Włączyłem projektor,
który rzucił pierwszą scenę z filmu na ścianę budynku naprzeciwko. Zatrzymałem
go i sprawdziłem godzinę na telefonie.
Było
w pół do pierwszej, ale nie byłem zmęczony. Senność zastąpiła ekscytacja.
Kiedy
stwierdziłem, że wszystko jest gotowe skierowałem się po nią do baru.
Stała
tam trzymając w rękach duże pudełko popcornu i kubek Coli. Z kieszeni wystawała
jej mała torebeczka żelków.
Podszedłem
do niej i zabrałem popcorn.
-Oboje
lubimy, prawda? –wyjęła z kieszeni żelki Haribo.
Na
jej twarzy pojawił się półuśmiech. Nagła zmiana humoru trochę mnie zaskoczyła,
ale również ucieszyła.
Kiedy
na mojej twarzy mimowolnie uformował się szeroki uśmiech ona do mnie mrugnęła.
Byłem
zszokowany i miałem nie byłem pewny, ale miałem wrażenie, że chyba zacznie się
układać.
Objąłem
ją delikatnie w talii, ale dziewczyna wzdrygnęła się i odeszła w przód.
Chyba
za wcześnie. Nie chciałem jej wystraszyć i psuć tego wieczoru, ale nie miałem
pojęcie, dlaczego tak reaguje.
Poprowadziłem
ją przez schody przeciwpożarowe na dach.
Kiedy
zobaczyła kadr z filmu, projektor i widok z dachu na Los Angeles, zakryła
dłonią usta, a ja wyłapałem tylko ciche „Wow”.
-To
jest niesamowite –westchnęła rozglądając się.
Nie
wiedziałem, co jej odpowiedzieć, więc jedynie się uśmiechnąłem.
Usiedliśmy
na poduszkach i włączyłem projektor. Po kilku minutach jej głowa powoli opadła
na mój tors, a ona przykryta kocem cicho wpatrywała się w postać Audrey
Hepburn.
Nie
liczyłem, że powie coś więcej. I tak dzisiejszy wieczór to postęp w porównaniu
do całego dnia. Miałem nadzieję, że nic się nie zmieni. Chciałem ją z powrotem.
-To
jest dziwne, że nadal jesteś przy mnie –mruknęła cicho.
Nie
wiedziałem, co powinienem powiedzieć. Szczerze mówiąc, to zaskoczyła mnie.
-Dlaczego?
–zapytałem tylko.
Brunetka
zagryzła nerwowo wargę i milczała. Czyli to by było na tyle. Jednak dało mi to
do zrozumienia, że ona myśli o nas i, chyba, nic się między nami nie zmieniło.
A może coś przeoczyłem?
-Odpycham
cię na każdym kroku –stwierdziła pewnie. –Chciałabym być taka, jak kiedyś, ale
coś mnie blokuje. Nie wiem, ile to potrwa i, ile będziesz musiał czekać, Harry.
-Będę
czekać, tyle ile będzie trzeba –odparłem stanowczo.
Przecież
to oczywiste, że będę!
-Boję
się, że może być za późno –szepnęła.
*
Giselle
nadal spała. Zalałem wodą kubek z torebką herbaty i spojrzałem na zegarek
kuchenny.
Było
w pół do jedenastej. Nie dziwiłem się, że dalej spała, ponieważ usnęła na
końcówce filmu, w pół do trzeciej rano. Należał się jej sen.
Jednak
nasza krótka wymiana zdań nadal szumiała w mojej głowie. Ona się poddawała?
Nie! Nie zrobiłaby tego. Przecież sobie poradzimy, byłem tego pewien.
Oparłem
się o blat i przeczesując dłonią włosy westchnąłem. Byłem tym zmęczony, a to
dopiero drugi dzień. Nie wiedziałem, ile będę mógł wytrzymać.
Usłyszałem
zgrzyt klamki, a potem mały brązowowłosy chłopczyk przebiegł przez korytarz do
salonu i z krzykiem rzucił się na kanapę.
Z
szeroko otwartymi oczami patrzyłem na dziecko, które bawiło się małym
samochodzikiem w dłoni.
Nagle
zza ściany wyłoniła się wysoka sylwetka Kendall, a zaraz za nią Khloe, którą
zdążyłem poznać przed wyjazdem do Nowego Jorku.
Najbardziej
dziwiła mnie obecność Ken, tutaj. Jakoś w szpitalu nie wykazywała zbytniego
zainteresowania tym, co działo się z jej własną siostrą.
Byłem
na nią zły, ale nie chciałem się kłócić, to był najmniejszy problem.
Jej
syn posłał jej naburmuszone spojrzenie i usiadł po turecku na podłodze.
-Przepraszam
cię –jej spojrzenie zawisło na mnie.
-Gigi
śpi? –zapytała cicho Kendall.
-Naprawdę
cię to obchodzi? –zakpiłem.
Po
prostu nie mogłem się powstrzymać.
-Ej,
mała suczko, wstawaj! –krzyknęła na cały głos Khlo.
Ona
nie robiła wielkiej sprawy z tego, że Gigi była chora. Chciała ją traktować
normalnie, tak jakby nic się nie stało. Myślę, że w pewien sposób to mogło jej
pomóc.
Nagle
u szczytu schodów pojawił się brunetka z zaspaną miną i pofalowanymi włosami.
Jej
oczy natychmiast szeroko się otworzyły, kiedy zobaczyła Ken.
Siostra
uśmiechnęła się do niej blado, a ja dostrzegłem w oczach Gigi istną nienawiść,
zaraz po tym, jak jej dłonie zwinięte w pięści zbielały.
Żadnej
bójki, błagam.
Posłałem
przestraszone spojrzenie Khloe. Ta jedynie wzruszyła ramionami. Cudownie!
*Snack-Bar –bar z przekąskami.
Elie:
Nie bijcie, błagam! Przepraszam, że tak długo kazałam Wam czekać na ten
rozdział i do tego jest tak cholernie krótki, ale po prostu nie miałam
natchnienia, żeby coś napisać i wyszło takie „coś”. Nie wiem, dlaczego to
publikuje, ale znowu czuje, że jestem Wam to winna. Poza tym, to jest do bani…
Nic interesującego, żadnej akcji i w ogóle… Klęska.
Dziękuje
za ostatnie komentarze, jesteście wspaniałe i mocno Was kocham!
Nie
wiem, kiedy dodam nowy, ponieważ mam sporo na głowie, wliczając w to naukę… ;c
Mam
nadzieję, że wybaczycie mi to.
Cóż…
Jedynie mogę jeszcze przeprosić Was za błędy, które pewnie się tu wkradły i
zapytać, czy się Wam podobało?
Całusy
; *
Żadnej akcji? Żartujesz sobie?!? To było genialne, jak cała ta historia ;) weny życzę
OdpowiedzUsuńTo było genialne! Naprawdę! Strasznie mi się podoba twój styl pisania. :) Kocham ten FF i ciebie! ;) Pozdrawiam i zapraszam na moje pierwsze FF, są do bani, nigdy bym ich nie porównała do twojej twórczości! :* http://kochanie-masz-do-wyboru-zycie-albo-ja.blogspot.com/ i http://hell-harry-fanfiction.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńZnalazłam tego bloga wczoraj wieczorem. I kurcze mam na siebie samą focha, że nie spięłam dupy i nie przeczytałam wczoraj!
No uwielbiam! Podoba mi się prawdziwość tego opowiadania, dobór muzyki do danego momentu i te wszystkie wspaniałe chwile przeplatane z tymi złymi.
Kendall mnie denerwuje. To taka suka jak ich mało i jeszcze obwinia o wszystko Giselle. No szczyt chamstwa. Nie lubię takich dziewczyn. Na serio, doprowadzają do wrzenia mojej krwi! Agh!
Dzisiaj, bądź jutro, zacznę też czytać Twój drugi blog. Obejrzałam zwiastun- rewelacja! No a więc...rozdział super, jak zawsze ;3
Lucky
Super super :3/add
OdpowiedzUsuńJesteś super. Czekam na kolejny rozdział tego opowiadania i mam nadzieję, że dodasz w końcu rozdział w opowiadaniu o Alex.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :) nie martw się że musimy czekać, twój ff jest cudowny i opłaca się czekać na kolejny rozdział :D <3
OdpowiedzUsuńZrobiło się bardzo romantycznie *.* Chciałabym otrzymać w prezencie taką randkę. Cud miód malina po prostu.. eh. Szkoda, że Gi jest wciąż trochę inna, ale wiesz że mi się to podoba z drugiej strony :> Oby tylko nie rzuciła się na Ken mimo wszystko
OdpowiedzUsuńJak sweet, tak romantycznie ^_^ Gigi jest chora :( Ken przyszła, jestem ciekawe po co? Na pewno nie chodzi tu o Gifi... zaczęłam czytać tego bloga i jest świetny gratuluję talentu. To nie prawda że nie ma akcji czasem jest a czasem autor musi trochę odpuścić. Ja cię rozumiem :)
OdpowiedzUsuń