poniedziałek, 17 listopada 2014

I'm Sorry



Zaparkowałem samochód na podjeździe mojego starego domu. Giselle spała. Na razie nie zamierzałem jej budzić. Najpierw chciałem wejść do domu, porozmawiać na spokojnie z mamą i o wszystkim pomyśleć.
Przez resztę drogi żadne z nas się nie odezwało. Może potraktowałem ją trochę za ostro, ale nie miałem już cierpliwości. Ona musi się wziąć w garść.
Zostawiłem ją, więc, w samochodzie i poszedłem do domu. Chciałem wyjaśnić mamie wszystko, co i jak. Żeby była przyzwyczajona do jej nastroju i tego, jak się zachowujemy.
Kiedy wszedłem do środka moja mama stała w kuchni mieszając coś w garnku.
Gdy zorientowała się, że ją obserwuję zapiszczała i rzuciła drewnianą łyżkę na blat.
Rzuciła się mi na szyję i wyściskała mnie za wszystkie czasy. Uwielbiałem ciągłe powroty do domu. Tym bardziej w tamtym momencie najbardziej tego potrzebowałem.
Wróciliśmy do kuchni, ponieważ makaron o mało jej nie wykipiał. Z początku pytała mnie, jak się czuję, co u chłopców, jak promocja płyty i tak dalej. Dopiero po chwili zorientowała się, że Gigi ze mną nie ma.
- Gdzie Giselle? – zapytała, mrużąc oczy.
- Śpi w samochodzie, nie chciałem jej budzić – odpowiedziałem szczerze.
Mama kiwnęła głową i zamieszała makaron ponownie.
- Chcę ci tylko powiedzieć, żebyś nie zachowywała się specjalnie w stosunku do niej – poprosiłem, opierając się o blat. – Po traktuj ją, jakby nic się nie stało, dobrze?
- W porządku, Harry – zgodziła się. – A jak z nią w ogóle?
- Wszystko będzie dobrze – odparłem pewnie.
I chyba po raz pierwszy naprawdę w to uwierzyłem.
Otworzyłem usta, żeby coś dodać, ale zauważyłem, że Giselle weszła do kuchni niepewnym krokiem.
Naciągnęła rękawy swetra na dłonie i opatuliła się nim.
- Dzień dobry – mruknęła cicho, nie zwracając na mnie uwagi.
- Witaj, kochanie – moja mama uśmiechnęła się do niej ciepło i wzięła ją w objęcia.
Gigi bez wahania odwzajemniła uścisk kładąc głowę na jej ramieniu. Spojrzała przelotnie na mnie.
Dopiero po chwili Giselle zrozumiała, co tak naprawdę robi i jak oparzona odsunęła się od mojej mamy.
- Przepraszam – szepnęła zdezorientowana.
- Nie szkodzi – z twarzy mojej mamy nie schodził szeroki uśmiech. – Jesteście głodni?
- Jasne, ale może najpierw pójdziemy do samochodu po swoje bagaże – zaproponowałem patrząc na brunetkę.
- Świetnie! – zawołała moja mama. – Robin pojechał na ryby ze znajomymi wróci za kilka dni, więc spokojnie. Nie musicie bać się, że Wam wszystko zje – zażartowała.
Gigi zdobyła się na słaby uśmiech i ruszyła do wyjścia, a ja za nią.
Ulice przykrywał śnieg. Niebo zaczynało się ściemniać, a drogę oświetlały latarnie.
Giselle delikatnie zadrżała, kiedy zerwał się wiatr. Między nami panowała niezręczna cisza, ale miałem dużo na głowie i to odpędzało chęć wypowiedzenia jakiejś głupoty.
Otworzyłem bagażnik, a brunetka sięgnęła po swoją walizkę. Nie była ona za ciężka, więc poradziła sobie z nią.
Spojrzała na mnie swoim obojętnym spojrzeniem i udała się do środka, zostawiając mnie przy samochodzie.
Otworzyłem usta, żeby coś odpowiedzieć, ale w idealnym momencie zadzwonił mój telefon.

*

Po półtorej godziny rozmawiania przez telefon z Louis’em i Eleanor, z którą spędzał kilka wolnych dni w Manchesterze, w końcu zabrałem swoje bagaże i ruszyłem do domu.
Cholernie zmarzłem, stojąc przy samochodzie.
El, zawzięcie pytała, jak u Giselle, bo ilekroć dzwoniła do niej, Diaz odrzucała połączenia.
Już dawno nie widziałem telefonu w jej dłoni. Praktycznie nie zwracała na niego uwagi. Izolowała się od świata zewnętrznego.
Uspokoiłem Calder, która nie dała sobie wmówić, że wszystko będzie. Chyba każdy z nas wariował. Nie sądziłem, że wszyscy tak szybko ją zaakceptują i zżyją się z nią.
W pewnym sensie to by jej na pewno pomogło, gdyby chociaż trochę dała dostęp rodzinie i przyjaciołom. Naprawdę wszyscy się o nią martwią. Najbardziej to chyba wariuje Perrie i Eleanor. Louis i Niall też często pytają o nią.
Byłoby świetnie, gdyby to dostrzegła.
Wszedłem do ciepłego domu, zamykając za sobą drzwi. Zdjąłem buty i cicho postawiłem walizkę przy schodach na piętro.
W domu unosił się zapachu imbiru i cytryny, a w salonie na kanapie siedziała Giselle i moja mama
Nie wierzyłem własnym uszom. Dziewczyna prowadziła normalną konwersację z nią. Jej zdania były długie i pełne. Nie odpowiadała półsłówkami. Byłem w szoku.
Nie chciałem im przeszkadzać, bo wiedziałem, że jeśli tam wejdę Gigi zamilknie. To miłe usłyszeć jej głos, który nie wydaje się być już taki chłodny.
- Jak się czujesz, kochanie? – zapytała moja mama, ciepłym głosem.
Och, nie! To wszystko popsuje! Gigi nie znosi o tym mówić, ciągle unika tego tematu.
- Nie sądziłam, że będzie mi aż tak ciężko – westchnęła cicho. – Myślałam, że w tym czasie wiele pomoże mi moja rodzina i do tej pory sądziłam, że jesteśmy idealną rodziną, ale myliłam się. Moja mama przestraszyła się mojej choroby.
Wiem to i dlatego tak rzadko się ze mną kontaktuje.
- Wiesz dlaczego tak się dzieje? – znowu usłyszałem głos mojej mamy. – Za mało rozmawiacie o tym otwarcie. Widzisz, ja z Gemmą i z Harry’m starałam się rozmawiać o wszystkim. Nawet o tych rzeczach, o których z matką się nie rozmawia. Rozmowa jest bardzo ważna.
- Najlepiej byłoby gdyby wszystko zaczęło wracać do mnie w kolorach. Cały czas żyję w takiej pustce, nie widząc, żadnego sensu do życia, czy nawet chęci – mruknęła.
- Daj sobie troszkę czasu. Nic nie przyjdzie ot tak – mama pstryknęła palcami.
- Harry bardzo mi pomaga. Myślałam, że odejdzie, ale wcale tego nie zrobił. Chciałabym, żeby wiedział, że naprawdę doceniam to i… Kocham go, naprawdę, ale nie potrafię mu tego pokazać – oznajmiła.
Moje serce szybciej zabiło.
Co takiego robi moja mama, że Gigi się przed nią otworzyła? To niesamowite! Jestem pewien, że to wiele może jej pomóc. Potrzebowała takiej rozmowy od dawna. Nie wiedziałem, co myśli o tej sytuacji. Nie chciała o tym mówić. Teraz jednak widzę, że wiele oczekiwała od rodziców i zawiodła się na nich. Chciała również odzyskać dawną siebie. Nie rozumiała jeszcze, dlaczego znalazła się w takim stanie.
- Myślę, że nie musisz – moja mama zaśmiała się. – On na pewno o tym wie.
Postanowiłem w tym momencie wkroczyć do akcji. Pchnąłem lekko walizkę, żeby zrobić jakiś hałas i wszedłem do salonu.
Obie siedziały naprzeciwko siebie, okryte kocem i trzymały w dłoniach duże kubki z herbatą.
Giselle popatrzyła na mnie przez chwilkę, a potem zaczęła bawić się swoimi dłońmi.
Mama natomiast posłała mi swój szeroki uśmiech i mrugnęła do mnie.
- Już myślałam, że zamarzłeś tam. Ile można rozmawiać przez telefon? – roześmiała się i uniosła oczy ku górze.
- To było dosyć ważne – odparłem. – Jestem trochę zmęczony. Pójdę na górę wziąć prysznic i położę się. Do jutra.
- Dobranoc, synku – uścisnęła mnie na pożegnanie i powróciła wzrokiem na Gigi, która wcale nie zareagowała.

*


To prawda. Byłem cholernie zmęczony. Najpierw w samolocie, potem w samochodzie. Bolały mnie plecy i głowa, więc stwierdziłem, że szybko zasnę.
Nie udało mi się. Za dużo myślałem. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że Giselle tak po prostu rozmawiała z moją mamą, jakby znały się od lat.
Cieszyłem się, że ją polubiła i ze wzajemnością. To również było dla mnie ważne, ale sam fakt, że otwarcie rozmawiała o swoich problemach, wzbudzał we mnie rozmaite emocje.
Z jednej strony cieszyłem się, że się otworzyła, a z drugiej strony byłem zły, że powiedziała to mojej mamie, a nie mnie. Bzdury! Powinienem się cieszyć tego, co w ogóle się wydarzyło.
Nagle usłyszałem, jak klamka od drzwi się przekręca, a one powoli się uchylają.
Zamknąłem oczy i udawałem, że śpie.
Brunetka cicho zamknęła drzwi i na palcach przeszła wzdłuż pokoju do łóżka.
Usiadła na łóżku plecami do mnie.
- Wiem, że nie śpisz – odezwała się nagle. – Chciałam ci podziękować za to, że mnie tu zabrałeś. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Uniosłem się do pozycji siedzącej i oparłem się o wezgłowie.
- Żaden problem – wzruszyłem ramionami i patrzyłem na jej odkryte ramiona.
Odkryła miejsce, na którym leżała kołdra i wsunęła się pod nią. Nakryła się szczelnie, a jej głowa opadła na mój tors.
- Przepraszam – wyszeptała.
- Za co? – uniosłem brew i objąłem ją szczelniej ramieniem.
- Za to całe gówno, które narobiłam – odetchnęła.
Milczałem. Pogłaskałem ją po dłoni i pocałowałem w czubek głowy.
- Ja… - zająknęła się. – Kocham cię.


Elie: Nie musicie pytać. Sama nie przypuszczałam, że kiedykolwiek tu wrócę i nawet nie wiem, jak to się stało, ale przeczytałam to wszystko od początku i nie mogę wyobrazić sobie tego, jako niedokończone. Wiem, że już nie będzie to nikogo interesować, ale spróbuję choć trochę zwrócić waszą uwagę.
Początek będzie trudny, ale wyobraźcie sobie, że tej przerwy nigdy nie było.
Czekam na wasze komentarze, co do tego rozdziału.

Miłego wieczoru <3

wtorek, 6 maja 2014

We have to say goodbye

Przepraszam... Wiem, że was zawiodłam i robię to po raz kolejny, ale to jest definitywny koniec "Famous". Widzę, że jest coraz mniej czytelników, nikt się nie udziela, a moja wena się ulotniła. Po prostu nie chcę go bardziej spieprzyć. I tak już to zrobiłam.
Natomiast mam dla was niespodziankę w postaci nowego bloga. Ten pewnie będzie bardziej interesujący. Przynajmniej na to liczę ;) 
Przepraszam jeszcze raz dziewczyny! Kocham was mam nadzieję, że będzie czytać następny.
Zapraszam! 


środa, 2 kwietnia 2014

I'm psychic and I will be forever.






Bałem się tego, co może się zdarzyć. Mogła przysporzyć sobie więcej kłopotów, a w głębi duszy wierzę, że nie chciałaby tego.
- Co ona tu robi? – zapytała spoglądając na mnie.
Podrapałem się po skroni, sądząc, że zyskam na czasie, by coś wymyślić.
- Przyszłam z tobą porozmawiać, powinnyśmy sobie coś wyjaśnić –odezwała się niepewnym głosem Kendall.
Giselle przez dłuższy czas, przestraszona patrzyła prosto w moje oczy. Nie wiedziałem, jaka będzie jej reakcja. Obawiałem się najgorszego, a cisza panująca w domu zabijała mnie z sekundy na sekundę.
Brunetka przeniosła wzrok na swoją siostrę, po czym skinęła głową i znikła w głębi korytarza.
Kendall spuściła głowę i w milczeniu ruszyła na górę.
Czułem się zobowiązany do nasłuchiwanie tego, co tam miało się dziać. Najlepiej by było, gdybym mógł stać pod drzwiami i bezczelnie ich podsłuchiwać, ale należało im się kilka minut dla siebie. Miałem nadzieję, że wszystko się wyjaśni, i chociaż, że nadal nie przepadałem z Kendall, miałem nadzieję, że się pogodzą.
Ciszę przerwał tupot stóp Mason’a, który biegł wprost w objęcie Khloe.
- Pogadamy? – brunetka uniosła pytająco brwi.
Kiwnąłem głową i usiadłem naprzeciwko niej przy stole.
Nie wiedziałem, jakiego rodzaju rozmowę ma na myśli Khlo, ale byłem pewny, że chodzi o Gigi.
Może miała dla mnie jakieś błyskotliwe rady? Chciałem zostać z nią chwilę, sam na sam, żeby sprawdzić, czy nadal jest w podobnym nastroju, co wczoraj wieczorem. A co jeśli znowu wszystko uległo zmianie i po ich wyjściu zastanę tą oziębłą i obojętną dziewczynę? Nie zniosę tego więcej! Wiem, że byłem dla niej oparciem, chociaż ona sama tego nie przyznawała, ale ja również potrzebowałem kogoś, żeby wsparł mnie. W pewnym sensie sam musiałem poradzić sobie z tą sytuacją. Rodzice Gigi, nie przychodzili codziennie mimo ich zapewnień i to było co najmniej dziwne. Przecież to ich córka.
- Jest źle? – spytała Khloe, sadzając sobie Mason’a na kolanach.
Odgarnęła gęste, brązowe włosy z ramienia i podała swojemu synowi zabawkowy samochodzik. –Kiedy wszystko wróci do normy?
- Nie mam pojęcia – westchnąłem.  –Jakieś kilka tygodni, może wcześniej.
- Nie sądziłam, że do tego dojdzie – zaśmiała się. –Wydaje się być silna, ale tak naprawdę nikt z nas nie wiedział, co dzieje się w środku niej. Jakby chciała to ukryć i olać. Co by było, gdyby nie pobiła tej dziewczyny? A właśnie, jak ona się czuje?
Podparłem głowę na dłoni.
- Nic szczególnego jej się nie stało – odparłem. –Z początku była wściekła i chciała ją pozwać, ale kiedy dowiedziała się, dlaczego to zrobiła, zmieniła nastawienie. Perrie to świetna dziewczyna, one się przyjaźnią, więc próbuje być dla niej wsparciem.
- A Gigi? 
Pokręciłem głową.
- Dopóki nie wyjdzie z depresji nie zrozumie, dlaczego to zrobiła. Omija ten temat szerokim łukiem – wyjaśniłem krótko.
Nastało milczenie.
Zupełnie nie wiedziałem, co będzie dalej. Starałem się skupić na tym, co Khloe do mnie mówi, ale martwiłem się ciszą, która dobiegała z pokoju Giselle. Była przerażająca. Miałem nadzieję, że Gigi nie zabiła jej wzrokiem.
- A ty, jak sobie radzisz? – zapytała.
To pytanie wytrąciło mnie z transu. Była pierwszą osobą, która pytała się o moje samopoczucie. Poczułem się doceniony, ale najbardziej mnie zdziwiło to, że ona nie była moją rodziną, ale jednak się mną przejmowała. To było miłe.
- Jest całkiem dobrze – skłamałem.
Było do dupy, to chyba oczywiste.
- Wyjdź stąd, do cholery i po prostu nie wracaj, okej?! Dajcie mi wszyscy święty spokój!  –krzyknęła Gigi i wypchnęła Kendall ze swojego pokoju, po czym z hukiem zatrzasnęła drzwi.
Ken przez chwilę wpatrywała się w zamknięte drzwi, a po chwili zbiegła ze schodów i w milczeniu wyszła z domu.
Khloe obiegła za nią wzrokiem, po czym głośno westchnęła.
Chciałem, jak najszybciej dowiedzieć się, co się stało, ale wiedziałem, że Gigi mi nic nie powie, jednak musiało się tam stać coś, co ją zdenerwowało.
- Wiedziałam, że to zły pomysł –mruknęła Khloe, po czym gwizdnęła. – Mase, zbieramy się!


*


- Nie wiem, co powinienem zrobić, mamo – westchnąłem, chodząc w kółko po korytarzu.
Gigi, po tym co się stało, nie chciała ze mną w ogóle rozmawiać. Zamknęła się w pokoju i nie wychodziła przez dwie godziny.
Miałem wrażenie, że przez to wszystko zamiast ruszyć do przodu cofaliśmy się. Zaczęło się zmieniać. Giselle zaczęła topnieć, ale znowu podniosła swoją barierę i nikogo do siebie nie dopuszczała. To mnie dobijało.
- Wiem, że jest trudno, tak samo tobie, jak i jej. Tak sobie dzisiaj myślałam, że może powinniście przyjechać na kilka dni do Anglii? – zaproponowała.  –Chwila od zgiełku przydałaby jej się. Odetchnie u nas, zapytaj się jej.
- Nie sądzę, że to dobry pomysł – przejechałem kciukiem po dolnej wardze.
- Po prostu spróbuj.


*

Nie pomyślałbym nawet, że Giselle się zgodzi. Sam długo zastanawiałem się nad tym. Nie byłem do końca pewny, czy rozłąka z domem dobrze jej zrobi, ale z pewnością na tym skorzysta. Bałem się też, jak zareaguje na nowe otoczenie i mamę i Robin’a. Co sekundę pojawiały się nowe pytania, na które długo szukałem odpowiedzi.
Jednak odważyłem się zapytać. Rozważałem, jak może odpowiedzieć i zachować się. Obstawiałem, że odmówi albo przemilczy to.
Ona jedynie odwróciła głowę od okna i smutnym wzrokiem pokiwała głową.
Nie wiedziałem, jak się zachować. Zaskoczyła mnie. Miałem nadzieję, że ten wyjazd będzie jakimś przełomem.
Dni mijały, a ona nie robiła żadnych postępów. Myślałem, że w końcu depresja zacznie zanikać i wróci dawna Giselle. Nie zapowiadało się na to.
Dwa dni później zdecydowaliśmy się wylecieć do Anglii, dokładnie piętnastego lutego. Za dwa dni Gigi kończyła 19 lat i nie wyobrażałem sobie, że spędzimy ten dzień w ponurych nastrojach. Modliłem się o to, żeby coś się zmieniło w ciągu tych dni, żeby wróciła.
Cały lot oboje przespaliśmy. Zastanawiałem się, czy to dobrze? Z jednej strony pewnie byśmy milczeli, ale z drugiej może coś by się wydarzyło?
Kiedy wylądowaliśmy na lotnisku w Londynie było południe.
Czarny Rang Rover czekał przed tylnym wejściem lotniska.
Chciałem uniknąć jakiegokolwiek spotkania z reporterami. Wiem, że Gigi nie myślała o tym, co mówią ludzie w show-biznesie, ale mieli oni pewne domysły.
Większość była błędna. Sądzili, że ćpa i pije, że sława ją przerosła. W pewnym sensie mieli racje, przerosła ją i to bardzo, ale dokładnie to nie wiedzieli nic.
Włączyłem się do ruchu drogowego, kiedy Giselle pogłośniła radio i zaczęła nucić piosenkę Ed’a Sheeran’a „I see fire”.
- Wow, dawno nie słyszałem, jak śpiewasz – spoglądnąłem na nią, starając się utworzyć  rozmowę.
- Taa… Trochę za tym tęsknie – stwierdziłam, zakładając ręce na klatce piersiowej.
Uśmiechnąłem się do niej, kiedy jej wzrok spoczął na mojej twarzy.
- Za dwa dni są twoje urodziny – zauważyłem.
Liczyłem na to, że podchwyci temat i powie mi, co o tym sądzi.
- Mam nadzieję, że będziemy mogli zostać u twojej rodziny i nie wracać do Stanów – mruknęłam chłodnym tonem.
- Dlaczego? – zapytałem, wjeżdżając w teren za Londynem.
- Nie chcę widzieć Kendall przez następne kilka miesięcy – westchnęła, opierając głowę o wezgłowie fotela.
- Uważa, że jeśli mam teraz trudny czas to może przyjść skruszona, a ja jej wybaczę. Wolę najpierw poukładać swoje sprawy.
- Czy w te sprawy zaliczamy się my?
Pokręciła ze zrezygnowaniem głową. Patrzyła na czerwony lakier na swoich paznokciach, po czym odezwała się:
- Nie sądzę, że uda nam się przetrwać w tym związku.
Spojrzałem na nią z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
- Posłuchaj, Harry. Spójrzmy prawdzie w oczy. Jestem psychiczna i będę. Nigdy nie będę taka, jak wcześniej. Zawsze będzie czas, w którym spieprzę ci pewne sprawy swoim humorem. Nikt mnie nie będzie umiał mnie zrozumieć.
Chcesz marnować swój czas ze mną?
- Powiedz, kiedy spieprzyłaś mi czas? – uniosłem głos. 

Widząc moje zdenerwowanie, ścisnęła pięści, aż palce jej zbielały.
- Na przykład w twoje urodziny! – krzyknęła. – Nie pamiętasz, jak uderzyłam Perrie? Podbiłam oko swojej najlepszej przyjaciółce! Powoli tracę bliskie mi osoby. Najpierw Kendall, potem Perrie. Następny będziesz ty, Harry.
Zjechałem na pobocze i zgasiłem silnik. Giselle wyprowadziła mnie z równowagi swoim gadaniem i próbowałem zachować spokój, ale słabo mi to wychodziło.
- Nie stracisz mnie, do cholery! – warknąłem, potrząsając nią za ramiona. – Rozumiesz?! To ty odpychasz wszystkich dookoła. Nie dopuszczasz do siebie nikogo, odrzucasz pomoc, którą każdy chce ci ofiarować. Jeśli wszystko ma być, jak dawniej, to najpierw ty musisz się zmienić. Nie możesz tkwić w miejscu. Po prostu próbuj, wiem, że potrafisz!



Elie: Po pierwsze! Strasznie Was przepraszam za to opóźnienie! Szczerze powiedziawszy nie miałam natchnienia do napisania tego rozdziału, bo moja wena się powoli ulatnia. Wiem, że ten rozdział nie należy do najlepszych i naprawdę mocno przepraszam, dziewczyny. Dziękuje za każdy komentarz, bardzo miło się je czyta.
Nie będę się rozpisywać, bo nawet nie mam po co. Dziękuje tym, którzy nadal są.

Całusy ; *

sobota, 15 marca 2014

I'm afraid that it may be too late.

Co chwilę spoglądałem na jej wychudzoną twarz. Opatuliła się szczelnie cienki, czarnym swetrem i wbiła wzrok w szybę obok niej.
Cisza w samochodzie mnie zabijała. Wiedziałem, że jeśli się odezwę ona to przemilczy, wzruszy ramionami albo rzuci obojętną uwagę. Jedyne, o czym w tamtym momencie marzyłem to, uśmiech na jej twarzy i pogodny humor.
Nie zapowiadało się na to. Musiałem czekać kilka pieprzonych tygodni, żeby znowu zobaczyć ją taką, jak kiedyś! To mnie zabijało.
Zaparkowałem samochód na parkingu przed kinem. Żyłem cieniem nadziei, że może o tej nocy, coś ulegnie zmianie. Nie miałem pewności, czy jej się spodoba, a może ucieknie z płaczem albo wybuchnie. Wszystkiego mogłem się po niej spodziewać w tym czasie.
Giselle wysiadła z samochodu, zanim ja to zrobiłem. Zwinąłem koc z rulon i wsadziłem go pod pachę i również wysiadłem z pojazdu.
Brunetka przyglądała się napisie „ZAMKNIĘTE”. Jej smukła dłoń spoczywała na boku uda.
Podszedłem do niej w milczeniu i spróbowałem złapał dyskretnie jej dłoń, ale ona pośpiesznie założyła dłonie na piersi.
Westchnąłem i wyjąłem z kieszeni klucze do lokalu i ruszyłem do drzwi.
Przekręciłem klucz w zamku i, kiedy on ustąpił otworzyłem drzwi na całą szerokości i wyczekująco spojrzałem na Gigi.
Przeszywała mnie wzrokiem, który na zewnątrz wydawał się być, jak z kamienia, ale w środku był on kruchy, smutny i bezsilny.
Miałem wrażenie, że ona odpychała myśl o tym, że ktokolwiek może jej pomóc. Odpychała mnie.
Brunetka szybkim krokiem weszła do środka.
Było tam ciemno. Zapaliłem światła w bezpiecznikach.
-Mamy całe kino dla siebie, nie ma tu nikogo –oznajmiłem, udając, że jej postawa wcale mnie nie rusza.
Starałem się myśleć optymistycznie. Nie wiem, czy dobrze mi to wychodziło.
Giselle kiwnęła jedynie głową i rozglądnęła się po pomieszczeniu, w którym znajdował się Snack-Bar*.
-Wybierz co chcesz, ja zaraz wrócę –podrapałem się zakłopotany po karku i zostawiłem ją.
Wszedłem między sale kinowe szukając schodów przeciwpożarowych. Mam nadzieję, że film na dachu kina jej się spodoba, bo jeśli nie… To nie wiem, co mógłbym zrobić.
Wybrałem „Śniadanie u Tiffany’iego”. Wiem, że to jej ulubiony film i pierwszy, który obejrzeliśmy, jako oficjalna para. To miało być coś romantyczne i uważam, że to dobry pomysł, ale co na to ona?
Wszystko było przygotowane, dzięki Tom’owi. Naprawdę mi pomógł. Włączyłem projektor, który rzucił pierwszą scenę z filmu na ścianę budynku naprzeciwko. Zatrzymałem go i sprawdziłem godzinę na telefonie.
Było w pół do pierwszej, ale nie byłem zmęczony. Senność zastąpiła ekscytacja.
Kiedy stwierdziłem, że wszystko jest gotowe skierowałem się po nią do baru.
Stała tam trzymając w rękach duże pudełko popcornu i kubek Coli. Z kieszeni wystawała jej mała torebeczka żelków.
Podszedłem do niej i zabrałem popcorn.
-Oboje lubimy, prawda? –wyjęła z kieszeni żelki Haribo. 
Na jej twarzy pojawił się półuśmiech. Nagła zmiana humoru trochę mnie zaskoczyła, ale również ucieszyła.
Kiedy na mojej twarzy mimowolnie uformował się szeroki uśmiech ona do mnie mrugnęła.
Byłem zszokowany i miałem nie byłem pewny, ale miałem wrażenie, że chyba zacznie się układać.
Objąłem ją delikatnie w talii, ale dziewczyna wzdrygnęła się i odeszła w przód.
Chyba za wcześnie. Nie chciałem jej wystraszyć i psuć tego wieczoru, ale nie miałem pojęcie, dlaczego tak reaguje.
Poprowadziłem ją przez schody przeciwpożarowe na dach.
Kiedy zobaczyła kadr z filmu, projektor i widok z dachu na Los Angeles, zakryła dłonią usta, a ja wyłapałem tylko ciche „Wow”.
-To jest niesamowite –westchnęła rozglądając się. 
Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć, więc jedynie się uśmiechnąłem.
Usiedliśmy na poduszkach i włączyłem projektor. Po kilku minutach jej głowa powoli opadła na mój tors, a ona przykryta kocem cicho wpatrywała się w postać Audrey Hepburn.
Nie liczyłem, że powie coś więcej. I tak dzisiejszy wieczór to postęp w porównaniu do całego dnia. Miałem nadzieję, że nic się nie zmieni. Chciałem ją z powrotem.
-To jest dziwne, że nadal jesteś przy mnie –mruknęła cicho.
Nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć. Szczerze mówiąc, to zaskoczyła mnie.
-Dlaczego? –zapytałem tylko. 
Brunetka zagryzła nerwowo wargę i milczała. Czyli to by było na tyle. Jednak dało mi to do zrozumienia, że ona myśli o nas i, chyba, nic się między nami nie zmieniło. A może coś przeoczyłem?
-Odpycham cię na każdym kroku –stwierdziła pewnie. –Chciałabym być taka, jak kiedyś, ale coś mnie blokuje. Nie wiem, ile to potrwa i, ile będziesz musiał czekać, Harry.
-Będę czekać, tyle ile będzie trzeba –odparłem stanowczo.
Przecież to oczywiste, że będę!
-Boję się, że może być za późno –szepnęła.


*


Giselle nadal spała. Zalałem wodą kubek z torebką herbaty i spojrzałem na zegarek kuchenny.
Było w pół do jedenastej. Nie dziwiłem się, że dalej spała, ponieważ usnęła na końcówce filmu, w pół do trzeciej rano. Należał się jej sen.
Jednak nasza krótka wymiana zdań nadal szumiała w mojej głowie. Ona się poddawała? Nie! Nie zrobiłaby tego. Przecież sobie poradzimy, byłem tego pewien.
Oparłem się o blat i przeczesując dłonią włosy westchnąłem. Byłem tym zmęczony, a to dopiero drugi dzień. Nie wiedziałem, ile będę mógł wytrzymać.
Usłyszałem zgrzyt klamki, a potem mały brązowowłosy chłopczyk przebiegł przez korytarz do salonu i z krzykiem rzucił się na kanapę.
Z szeroko otwartymi oczami patrzyłem na dziecko, które bawiło się małym samochodzikiem w dłoni.
Nagle zza ściany wyłoniła się wysoka sylwetka Kendall, a zaraz za nią Khloe, którą zdążyłem poznać przed wyjazdem do Nowego Jorku.
Najbardziej dziwiła mnie obecność Ken, tutaj. Jakoś w szpitalu nie wykazywała zbytniego zainteresowania tym, co działo się z jej własną siostrą.
Byłem na nią zły, ale nie chciałem się kłócić, to był najmniejszy problem.
-Mason, kochanie, możesz się przymknąć? –zwróciła się do swojego syna z przesadną słodkością Khloe.
Jej syn posłał jej naburmuszone spojrzenie i usiadł po turecku na podłodze.
-Przepraszam cię –jej spojrzenie zawisło na mnie.
-Gigi śpi? –zapytała cicho Kendall.
-Naprawdę cię to obchodzi? –zakpiłem. 
Po prostu nie mogłem się powstrzymać.
-Ej, mała suczko, wstawaj! –krzyknęła na cały głos Khlo.
Ona nie robiła wielkiej sprawy z tego, że Gigi była chora. Chciała ją traktować normalnie, tak jakby nic się nie stało. Myślę, że w pewien sposób to mogło jej pomóc.
Nagle u szczytu schodów pojawił się brunetka z zaspaną miną i pofalowanymi włosami.
Jej oczy natychmiast szeroko się otworzyły, kiedy zobaczyła Ken.
Siostra uśmiechnęła się do niej blado, a ja dostrzegłem w oczach Gigi istną nienawiść, zaraz po tym, jak jej dłonie zwinięte w pięści zbielały. 
Żadnej bójki, błagam.
Posłałem przestraszone spojrzenie Khloe. Ta jedynie wzruszyła ramionami. Cudownie!


*Snack-Bar –bar z przekąskami.

Elie: Nie bijcie, błagam! Przepraszam, że tak długo kazałam Wam czekać na ten rozdział i do tego jest tak cholernie krótki, ale po prostu nie miałam natchnienia, żeby coś napisać i wyszło takie „coś”. Nie wiem, dlaczego to publikuje, ale znowu czuje, że jestem Wam to winna. Poza tym, to jest do bani… Nic interesującego, żadnej akcji i w ogóle… Klęska.
Dziękuje za ostatnie komentarze, jesteście wspaniałe i mocno Was kocham!
Nie wiem, kiedy dodam nowy, ponieważ mam sporo na głowie, wliczając w to naukę… ;c
Mam nadzieję, że wybaczycie mi to.
Cóż… Jedynie mogę jeszcze przeprosić Was za błędy, które pewnie się tu wkradły i zapytać, czy się Wam podobało?

Całusy ; *

piątek, 7 marca 2014

I've had enough. It's beyond me.


Siedziałem w poczekalni tępo wpatrując się w ścianę naprzeciwko. Było w pół do drugiej, a ja czekałem, aż pojawi się mama Giselle.
Obraz jej uderzającej Perrie cały czas widniał przed moimi oczami. Nie mogłem uwierzyć, że to stało się naprawdę. Przecież ona taka nie była. Znałem ją i… To nie była moja Gigi. Dziewczyna, którą poznałem była spokojna, może trochę niezależna, ale za to z niesamowitym poczuciem humoru.
Nie wdawała się w bójki, nie była wulgarna. Dlaczego się zmieniła? Co się stało? I czego nie dostrzegłem?
Jedyne, co zauważyłem to jej zmianę zewnętrzną. Zapadnięte policzki, worki pod oczami i obojętny wyraz twarzy. Byłem pewien, że to przez trasę, ale to chyba coś większego.
Nagle na końcu korytarza ujrzałem Sophię, która z założonymi dłońmi zmierzała w moją stronę.
Oderwałem wzrok do sali, w której znajdowała się Giselle już od pół godziny.
-Jak Perrie? –zapytałam, wkładając dłonie do tylnych kieszeni spodni.
-Dobrze, ma tylko lekkiego siniaka, nic więcej –wzruszyła ramionami ospale. –A co z Gigi?
-Nadal jest w gabinecie –odparłem ciężko.
-Co się stało? –spytała po raz kolejny, kręcąc głową.
Westchnąłem głośno, kiedy usłyszałem, jak jakaś kobieta wywołuje moje imię.
Odwróciłem się i zobaczyłem mamę Gigi razem z jej tatą i Kendall.
Brunetka zmierzała za swoimi rodzicami z posępną miną, a potem spoczęła na krześle i wyjęła telefon.
Natomiast jej rodzice z przejętym wyrazem twarzy oczekiwali wyjaśnień ode mnie.
Było mi trudno o tym mówić, ponieważ to, co się stało nie pasowało do niej. I chociaż była moją dziewczyną, ile razy bym jej nie usprawiedliwiał to i tak się stało. Jedyne, czego mogę chcieć to wyjaśnień do niej.
Mama Giselle zszokowana słuchała tego, co do niej mówiłem.
Nagle z sali wyszedł lekarz, który przyjął Gigi.
-Pani jest mamą? –zapytał.
Kobieta kiwnęła głową, zaciskając dłonie w pięści.
-Nadgarstek jest zwichnięty, ale poważnych uszczerbków na zdrowiu nie ma. Podczas badania miałem problem z porozumieniem się z pani córką –oznajmił łysawy mężczyzna.
-Jaki problem? –zmarszczyła brwi.
Jego mina nie świadczyła o czymś dobrym. Czułem narastający skurcz w dolnej partii brzucha.
-Skonsultowałem się z psychiatrą –kontynuował. –Czeka na państwa w pokoju obok.
Fala gorąca oblała moje ciało. Przechodziłem fazę szoku. Po co psychiatra? Ona jest całkowicie zdrowa! Po prostu za dużo wypiła! Chciałem teraz z nią porozmawiać, chciałem, żeby mi to wyjaśniła i powiedziała, że to wielkie nieporozumienia. Jednak postanowiłem to odłożyć i wysłuchać, co ma do powiedzenia psychiatra.
-Zaczekaj na korytarzu, Harry –mama Giselle położyła dłoń na moim ramieniu i uśmiechnęła się blado.
-Nie, chcę tam wejść –powiedziałem stanowczo. 
-Nie sądzę, że chciałaby, żebyś to słyszał –stwierdziła cicho.
-Jestem tu dla niej i chcę wiedzieć, co się dzieje –odparłem dobitniej.
Kobieta westchnęła i kiwnęła głową.
Spojrzałem na Kendall, która z irytującą miną ściskała swój telefon.
-Mogę już iść? –zawołała.
-Nie, czekaj tu na nas –wycedziła jej mama.
-Świetnie –warknęła pod nosem.
-Jak w ogóle tak możesz? –podszedłem do niej zdenerwowany. –Twoja siostra prawdopodobnie jest chora, a ty masz to w dupie.
-Mam to gdzieś! Na pewno coś wymyśliła. Chcę, żeby wszystko się kręciło wokół niej –wypaliła.
Gdy to usłyszałem doznałem lekkiego wstrząsu. 
Wiedziałem, że nadal toczą ze sobą spór, ale nie sądziłem, że Ken może się zachować tak chamsko. Kiedy ją poznałem nie powiedziałbym, że jest taką… Suką. Gigi jest jej siostrą, a ona ma w dupie, jak się czuje albo, co mogło się stać. To wszystko, dlatego, że Giselle postawiła na swoim, dlatego, że odniosła sukces i zepchnęła Kendall na drugi plan, a ta nie może tego znieść.
-Później nie żałuj, że to ona będzie miała cię w dupie –splunąłem i wszedłem do środka.
Za biurkiem siedział mężczyzna w średnim wieku i dużymi okularami na nosie. W pomieszczeniu unosił się sterylny zapach. Na ścianach wisiały rozkładówki opisujące różne choroby psychiczne. Źle się tam czułem. Czarne myśli przechodziły mi przez myśli. Bałem się tego, co mogę tam usłyszeć. Jaką będzie miał diagnozę i, czy Gigi będzie musiała tu zostać. Co jej dolega i co najważniejsze, czy da się to leczyć. Miałem milion pytań, a narastający stres opanował mój mózg, który wynajdywał niedorzeczne scenariusze.
Naciągnąłem rękawy marynarki i oparłem się o ścianę.
-O co chodzi? –zapytała Kris.
Doktor poprawił swoje okulary i podniósł wzrok z pliku kartek.
-Podczas badania pani córki, lekarz nie mógł nawiązać z nią kontaktu –rozpoczął. –Poprosił mnie, żebym to sprawdził i muszę stwierdzić, że Giselle była niepoczytalna w trakcie tego incydentu. Przebadałem ją i podejrzewam chorobę dwubiegunową.
Moje źrenicy rozszerzyły się do granic możliwości słysząc nazwę choroby, o której dotąd nie słyszałem. Byłem zaskoczony tak samo, jak jej rodzice. Nie docierał do mnie fakt, że działo się to naprawdę. Ciągle myślałem, że to cholerny sen na jawie.
-Na czym polega? –odezwał się jej tata.
-Zaburzenia afektywne dwubiegunowe mają duży zakres pochodzeń. Niektóre są genetyczne, niektóre wywołane szokiem poporodowym, a jeszcze inne powstają na skutek ciągłego stresu i przemęczeń, które występują bardzo często. Brak wymuszonego snu, nieodpowiednie odżywianie, jest wiele przyczyn. Zgaduje, że to typ biorący się z ciągłego stresu. Nie zauważyli państwo zmian u córki w ciągu tego miesiąca lub kilku poprzednich? –zwrócił się do nich.
Brunetka ze skupieniem i lekkim przerażeniem słuchała tego, co mówił psychiatra.
-Nie widzieliśmy córki przez ten miesiąc, była w trasie… -wyjąkała blada.
-A pan? –spytał patrząc na mnie.
-Widziałem ją tylko raz –wymamrotałem.
-Wykazywała zmienne nastroje? Agresje, smutek na zmianę z radością? –dopytywał.
Od razu przypomniałem sobie ten incydent na kręgielni dzień przed nowym rokiem. To było wtedy, kiedy Gigi omal nie pobiła jakiegoś mężczyzny. Dlaczego wcześniej nie zauważyłem, że jest coś nie tak? Dawała wyraźne znaki. Przecież, gdyby wszystko było z nią w porządku nie kiwnęłaby palcem na tamtego gościa. Poza tym mówiła mi, że brakuje jej snu i wszyscy wywierają na niej presje. Dlaczego to ignorowałem?
-Miesiąc temu, przed Sylwestrem… Gigi chciała pobić jakiegoś mężczyzna, była… Była bardzo agresywna i zażarta –mruknąłem po chwili namysłu.
-O mój Boże –westchnęła Kris, a Bruce objął swoją żonę ramieniem.
-Była wtedy pijana, nie sądziłem, że to coś poważnego –uniosłem się.
-Spokojnie –wtrącił lekarz. –Choroba dwubiegunowa charakteryzuje się zmiennymi nastrojami, tak jest powszechnie przyjęte. Jednakże warto mieć świadomość, że dzieli się ona na pewne typy i epizody. Wykryłem drugi typ, który charakteryzuje się objawami depresji i hipomanii trwających do trzech tygodni. Występują niezależnie, mogą się pojawić raz w roku albo kilka razy, nie jest do to przewidzenia.
Zrobił pauzę, obserwując nasze reakcje.
Natłok informacji sprawił, że popadałem w coraz większy szok i coraz bardziej czułem się nieswojo. Czułem obawę przed tym, jak to wszystko będzie teraz wyglądać i martwiłem się nią.
Nie dochodził do mnie fakt, że to wszystko, co się dzieje dotyczy Gigi.
To wszystko było poważne i teraz przynajmniej miałem pewność, że nie uderzyła Perrie celowo. Nie wiedziała, co robi. Wiedziałem, że ta trasa przyniesie coś okropnego, ale nie sądziłem, że tak to się skończy. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu, jeszcze kilka godzin temu. Teraz wiemy, na czym stoimy. Chciałem dla niej, jak najlepiej, ale pogubiłem się w tym wszystkim. To było dla mnie za dużo.
-Czy to można wyleczyć? –zapytał jej ojciec, poprawiając swoje włosy.
-Niestety nie, choroba dwubiegunowa jest chorobą, jedynie do „zaleczenia” –wyjaśnił.
-W takim razie, co powinniśmy teraz zrobić? –odezwała się jej mama.
-Po pierwsze przepisze państwu odpowiednie leki, Giselle potrzebuje teraz opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie powinniście jej zostawiać samej i trzeba dopilnować, żeby brała te leki. Nie widzę potrzeby zamykania jej w psychiatryku, ponieważ nie jest w stanie zagrozić swojemu życiu lub osoby z jej otoczenia. Myślę, że epizod depresji potrwa jeszcze około dwóch tygodni, więc Giselle może wykazywać niechęć do swojego życia, to jest może mówić, że chce popełnić samobójstwo itp. –dodał wypisując receptę.
Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jak Gigi wypowiada te słowa. Nie mogę wyobrazić sobie, że chciałaby to zrobić. Ale wiedziałem, że gdyby była sobą to nie przeszłoby jej przez myśl, żeby coś takiego powiedzieć. Choroba przejęła nad nią kontrolę.
-Leki niech zacznie zażywać od jutra –oznajmił.-Najlepiej niech zajmują się nią najbliższe osoby, ale niech będzie ich stosunkowo mało. Do tego muszą państwo powiedzieć jej, o chorobie.



*


Następnego dnia

W domu panowała ponura i melancholijna cisza.
Giselle spała na kanapie przykryta cienkim kocem. Wiadomość o tym, że jest chora przyjęła ze spokojem, ale widziałem, że jest tym załamana. Jej mama proponowała, że przeprowadzi się do niej na kilka dni, ale ona chciała jedynie, żebym to ja był z nią. Od razu cieplej mi się na sercu zrobiło. To był „coś”, ponieważ nie wykazywała żadnych emocji. Była cicha, obojętna i chłodna dla wszystkich dookoła. Nadal to był dla niej szok tak samo, jak dla mnie. Nie wiedziałem, jak się przy niej zachowywać, ale nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby ją zostawić. To było wielkie zdziwienie dla jej mamy, która myślała, że zwieje przestraszony tym, co się dzieje. Ale ja podjąłem się tego i obiecałem jej, że będę się nią opiekować.
Od dzisiaj miała zacząć przyjmować setki tabletek. Stabilizatory nastroju, leki  przeciwpsychotyczne i uspokajające. Kiedy zauważymy poprawę, należy je stopniowo odstawiać, aż wszystko się ustabilizuje i Gigi wróci do siebie. Tylko to trzymało mnie przy nadziei, że wszystko może być, jak dawniej.
Tęskniłem za dawną nią. Chciałem usłyszeć z jej ust „kocham cię”, dotknąć jej dłoni, pocałować ją. Ona mnie odpychała. Potrzebowała mojej obecności, ale trzymała się na dystans, jakby mnie nie znała. To cholernie bolało, ale starałem się to ignorować. Wiedziałem, że wszystko wróci do normy, ale ile to mogło trwać?
Za oknem było ciemno, siedziałem przy Giselle i tępo wpatrywałem się w wyłączony telewizor.
Nagle dziewczyna niespokojnie się poruszyła, a po chwili usiadła na łóżku.
Przetarła zaspane oczy i przeciągnęła się. 
-Jak się czujesz? –zapytałem cicho.
Dziewczyna spojrzała na mnie przelotnie, ale milczała. Wstała z sofy i skierowała się do kuchni.
Westchnąłem bezsilnie i podparłem ręką głowę.
Tak zachowywała się cały czas. Mało, co się odzywała.
Usłyszałem, jak wyjmuje z szuflady tabletki i nalewa do szklanki wody.
Chciałem jej pomóc i miałem świadomość, że ona o tym wiedziała, ale była obojętna na moją osobę. Chciałem, żeby ktoś powiedział mi, że wszystko będzie dobrze.
-Cholera –zaklęła cicho.
Wstałem z kanapy i ruszyłem do niej.
Brunetka pochylała się nad blatem, podpierając dłońmi głowę po obu stronach.
Kiedy wyczuła moją obecność podniosła głowę i obdarzyła mnie swoim obojętnym, a zarazem poirytowanym spojrzeniem.
-Wzięłam złe tabletki –oznajmiła chłodno i rzuciła ulotkę w moją stronę. 
Ująłem pognieciony papierek w dłonie i wyprostowałem go.
Na górze kartki rzucił mi się w oczy napis: „DZIAŁANIA NIEPORZĄDANE”.
Bezsenność, rozdrażnienie, trzęsące się dłonie etc. „Nie zażywać na noc”.
W pewnym sensie ją rozumiałem. Ta sytuacja była dla niej nowa, wszystko było inaczej. Początki zawsze są trudne, później będzie tylko lepiej.
-Nic się nie stało, Gigi –próbowałem załagodzić sytuacje.
-Mam tego dość! –wrzasnęła. –To mnie przerasta, Harry!
Przetarła dłońmi twarz i ruszyła na górę do pokoju.


*

Dochodziła północ. Przechodząc przez korytarz na piętrze dostrzegłem, przez uchylone drzwi, że Gigi siedzi na parapecie i wpatruje się w widok za oknem. Wiedziałem, że się męczy i nie może usnąć. Postanowiłem coś zrobić i pokazać jej, że nie jest sama. Nikt jeszcze tego nie zrobił. Jej rodzice odwiedzali ją codziennie i mówili jej ciągle te gówna, w które pewnie sami nie wierzyli. Ja tylko chciałem, że wiedziała, iż jestem tu dla niej i chce jej pomóc.
Miałem już pomysł, nawet zrealizowany. Miałem znajomego, który był właścicielem kina na przedmieściach. Jednak nie chciałem jej zabierać do kina, na jakiś głupi film. Miałem bardziej oryginalny pomysł i byłem pewien, że jej się spodoba.
-Ubieraj się –oznajmiłem, wchodząc do pokoju.
Przekręciła głowę powoli w moją stronę i pytająco na mnie spojrzała.
-Co? 
-No ubieraj się –powtórzyłem. –Wychodzimy.
-Nie żartuj, jest prawie dwunasta –westchnęła.
-Cudownie, ale wychodzimy za dziesięć minut –klasnąłem w dłonie. –Czekam na dole.
Niespodzianka musiała się udać.



Elie: Witajcie moje skarbki! Wchodzimy w mroczną i raczej smutną część „Famous”. Nie wiem, czy Wam się spodoba, ale na to liczę. Wiem, że ten rozdział jest nudnawy, ale obiecuje Wam, że się rozkręci. A tak w ogóle to, co o tym wszystkim sądzicie? Jak widzicie, Gigi jest chora i na razie wszystko olewa. Później się przekonacie, czy ten związek przetrwa.
Jak sądzicie, co za niespodziankę przygotował Harry? Macie jakieś domysły?
Dziewczyny proszę komentujcie, muszę wiedzieć, ile Was jest i przede wszystkim, czy się podoba.
Przepraszam za ewentualne błędy ;c
A i jeszcze jedno! Pewnie wiecie, że prowadzę bloga wspólnie z Izą. Zajrzyjcie może i ta historia Wam się spodoba. W zakładkach możecie znaleźć „Bosses”.
I zapraszam Was do obejrzenia zwiastuna!

Całusy ; *