Styczeń
upłynął bardzo szybko. Szybciej, niż mi się wydawało. Niestety (albo stety)
trasa została zrealizowana. Sprzedaż biletów poszła bardzo szybko, a ja sama
byłam bardzo podekscytowana tym, co się dzieje, a także trochę zagubiona.
Może
zacznijmy od początku. Kim urodziła North, śliczną córeczką, którą miałam
okazje przytulić tylko raz. Była zdrowa i to było najważniejsze.
Harry,
kiedy dowiedział się, że jednak muszę wyjechać był zawiedziony, chociaż
wiedziałam, że też cieszył się moim powodzeniem. Wiedziałam, co czuł, ponieważ
po tym niesamowitym sylwestrze też nie chciałam się z nim rozstawać. Chłopcy
mieli teraz wolne, więc Harry obiecał, że odwiedzi mnie w połowie miesiąca.
Z
samego początku byłam bardzo podekscytowana tym, co się będzie działo przez ten
miesiąc. Nie mogłam się, wręcz doczekać. Szkoda, że wtedy nie wiedziałam, jak
bardzo, ten miesiąc okaże się okropny.
Cóż…
Próby trwały w nieskończoność. W nocy nie było mowy o spaniu, w dzień tym
bardziej. Na jedzenie też nie było czasu i zaczęło się koncertowanie na pusty
żołądek. Stres i presja, którą wywoływały media i osoby z otoczenia były nie do
zniesienia. Byłam, jak tykająca bomba, która nie znała daty ani godziny
wybuchu. Wydzierałam się na wszystkich dookoła bez powodu.
Usypiałam
na stojąco. Moim posiłkiem była mocna kawa i tabletki, które mnie lekko
pobudzały. To był straszny czas, a przerwy między koncertami, kiedy mogłam się
zrelaksować trwały 1-2 dni. Wtedy całe dnie i noce potrafiłam przespać i nikt
nie mógł mnie obudzić.
Długo
czekałam na dzień, w którym odwiedzi mnie Harry. Było to w Miami. Prawdziwa
niespodzianka!
-Laszlo,
gdzie jest Lauren? –zapytałam opierając się o stojak od mikrofonu. –Nie możemy
bez niej zacząć?
Brunet
poprawił swoje okulary i ze zdenerwowania zaczął bawić się guzikiem od koszuli.
Westchnęłam
poirytowana.
-Jeśli
zaraz się nie pojawi… -zaczęłam mamrotać pod nosem, kiedy ujrzałam, jak na salę
wchodzi Harry.
Butelka
wody wypadła mi z ręki, a ja rzuciłam się do biegu.
Zbiegłam
ze sceny i zaczęłam biec między rzędami foteli wprost w ramiona bruneta.
Chłopak zaśmiał się i przytulił mnie do siebie, okręcając wokół własnej osi.
-Znajdziesz
czas na lunch dla swojego chłopaka, bussywoman*? –spytał Harry unosząc
figlarnie brwi.
-Jakbym
śmiała nie? –położyłam dłoń na klatce piersiowej i udałam zaskoczenie.
-Gigi,
ale Lauren zaraz… -odezwał się cicho Laszlo, sprawdzając godzinę na telefonie.
-Spóźniła
się –wtrąciłam grzecznie. –Będę za pół godziny, należy mi się chwila przerwy.
Laszlo
mimo tego, że jest totalną ciotą czasami krył mnie, kiedy chciałam gdzieś wyjść
sama albo w tym przypadku z Harry’m. Od razu dzwonił do mnie, kiedy w zasięgu
jego wzrok była Lauren i wymyślał gadkę-szmatkę, żeby ją zatrzymać. W tym
przypadku było tak samo.
Niestety
to był tylko jeden, kiedy Harry mnie odwiedził. I tak byłam wtedy
najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
Przez
ten czas mój nastrój zmieniał się kilka razy dziennie. Z początku tego nie
dostrzegłam, ale później zaczęło się to robić uciążliwe.
Jednego
dnia tak bardzo źle się czułam, że odwołaliśmy koncert. Został on przeniesiony
na drugi dzień, więc trasa opóźniła się o dwa dni.
Wtedy
prawie poniosłam klęskę. Urodziny Harry’ego były pierwszego, a dokładnie tego
dnia kończyła się trasa. Koncert zaczynał się o szóstej po południu w Los
Angeles. Byłam załamana tym, że nie dam rady się pojawić.
Poradziłam
się Perrie. Wymyśliłyśmy pewien plan. Harry nie chciał żadnych urodzin, ale
chłopcy przekonali go, że zrobią mu imprezę w jednym z klubów w LA. Pomyślałam,
że jeśli się zepnę do przyjadę.
Ale
nie mówiłam nic Harry’emu. Temat urodzin omijałam szerokim łukiem.
W
międzyczasie kupiłam mu prezent. To było szalone, ponieważ robiłam to na
telefon z Louis’em, który pomógł mi. Lou stwierdził, że buty Harry’ego są na
skraju wytrzymałości, a do tego zawsze kupuje sobie takie same, więc podał mi
numer buta, a ja kupiłam mu jego pierwsze sportowe buty. To było dosyć zabawne.
Nigdy nie kupowałam męskich Air Maxów, ale uznajmy to za wyższą konieczność.
Perrie
obiecała, że pojawi się na ostatnim koncercie, tak żeby ze mną pojechać do
klubu. Z jednej strony było mi przykro, ponieważ Harry podłamał się tym, że
mnie nie będzie, ale pocieszała mnie myśl, że jednak się tam pojawię.
-Kiedy
ty ostatnio spałaś? –zapytała Perrie, spoglądając w moje odbicie w lustrze,
kiedy charakteryzatorka prostowała moje włosy.
-Jak
ty się trzymasz? –zapytała zmartwiona. –To niezdrowe.
Odetchnęłam
cicho, kiedy wstałam z krzesła. Pociągnęłam łyk Redbulla z puszki i przejrzałam
się ostatni raz w lusterku.
Nagle
zobaczyłam, że mój telefon dzwoni. To był Harry. Perrie zaśmiała się i kazała
mi włączyć głośnomówiący.
-Witaj
solenizancie! –powitałam go.
-Nic
specjalnego, jeśli nie ma cię obok mnie –mruknął obojętnym tonem głosu.
Perrie
zrobiła bezgłośne „Aww”.
-Wiesz,
że gdybym mogła to już byłabym obok ciebie, Harry. Naprawdę cię przepraszam.
-W
porządku, Gigi –usłyszałam jego ciche westchnięcie.
-Nie
bój się, od prezentu się nie wymigasz –zaśmiałam się.
*
Po
koncercie od razu pożegnałam się z Lauren i razem z Perrie, czym prędzej
pojechałyśmy do Londynu. Naprawdę miałyśmy mało czasu. Byłam bardzo zmęczona i
głodna, ale nie miałyśmy na to czasu.
Nie
miałam nastroju do imprezowania, wolałabym położyć się do łóżka i zasnąć
przynajmniej na kilka dni. Natomiast nie chciałam zrobić Harry’emu przykrości,
wiem, że i tak źle czuł się ze świadomością, iż mnie tam nie będzie. To by mi
złamało serce, więc w pewien sposób byłam podekscytowana tym, co robimy. Już
nie mogłam doczekać się, żeby zobaczyć jego twarz.
-Jezu,
chyba musiałam przytyć! –zawołała Perrie. –Pomożesz?
Odwróciłam
się od lusterka, by pomóc zapiąć jej sukienkę. Cóż… Ona wyglądała naprawdę
seksownie. Miała na sobie czarną, krótką sukienkę z baskinką w talii. Włosy
spięła wysoko w koka, a pojedyncze kosmyki pozostawiła po bokach.
Cieszyłam
się w tamtym momencie, że była ze mną. I nie sądziłam, że zaprzyjaźnimy się na
tyle, by spędzać ze sobą tak dużo czasu. Myślę, że większość osób, która by ją
poznała zauroczyłaby się nią.
Obciągnęłam
krótkie spodenki i poprawiłam rudego koloru marynarkę. Obie byłyśmy gotowe a
pozostało nam jakieś pół godziny.
Czułam
się słabo i bałam się, że zarażę swoim humorem cale towarzystwo.
Podeszłam
do łóżka, na którym leżała torebka i wyjęłam z niej fiolkę z tabletkami.
Perrie
nie była świadkiem tego zdarzenia, ponieważ kończyła makijaż w łazience.
Popiłam tabletkę wodą i szybko schowałam je do środka.
Nie
mogłam tego zrozumieć, jak zmieniło się moje życie w ciągu tego miesiąca. Jak
bardzo się zepsułam, ja i moje zdrowie. Nie przypuszczałam, że coś takiego w
ogóle mogłoby mnie spotkać. Obiecałam sobie, że będę twarda i silna, ale to
przewyższało moje możliwości. Łatwo mówić.
-Gotowa?
–zapytała blondynka wychodząc z pomieszczenia.
Poprawiłam
torbę w zgięciu łokcia i odwróciłam się do niej.
Nagle
świat zaczął wirować, a ja automatycznie straciłam równowagę i opadłam na
łóżka. Zamknęłam oczy, modląc się by to wszystko ustało. Zemdliło mnie.
-Giselle?
Co się stało? –głos Perrie stał się cichszy, chociaż dziewczyna była blisko
mnie.
-Mam
zadzwo…
-Przeszło
–oznajmiłam i powoli otworzyłam oczy.
Faktycznie
podłoga się nie ruszała i wszystko wydawało się być okej.
Uśmiechnęłam
się do niej blado i powoli wstałam. Nogi miałam, jak z waty nie mówiąc o tym,
jak bardzo się trzęsły.
Edwards
z niepewnością w oczach przyjrzała mi się uważnie, po czym kiwnęła głową.
*
Coraz
bardziej chciałam, żebyśmy w końcu dojechali pod klub, ale korki…
Miałyśmy
spóźnienie gwarantowane. Eleanor dzwoniła do nas, co pięć minut pytając się,
kiedy będziemy, bo wszyscy zaczynają się nudzić, a Harry coś podejrzewa.
Zaczęłam panikować, zawsze mogło coś pójść nie tak.
Szybko
się zdenerwowałam i zaczęłam ponaglać kierowcę. Po jakichś piętnastu minutach
samochód zatrzymał się pod klubem.
Wysiadłyśmy
z samochodu i skierowałyśmy się do środka. Było dużo osób, połowy nawet nie
znałam. Bawili się na parkiecie w rytm szybkiej muzyki.
Było
tam bardzo duszno, co sprawiło, że gorzej się poczułam. Naprawdę zastanawiałam
się, co się ze mną dzieje. To z pewnością nie byłam ja.
Perrie,
żeby mnie nie zgubić złapała za rękę, wtapiając się w tłum.
Dała
znak Louisowi, którego ujrzała razem z resztą naszego towarzystwa w loży.
Brunet
podszedł do Harry’ego i odwrócił go plecami do nas. Podałam mój prezent Pezz, a
sama rozbiegłam się i rzuciłam na plecy Styles’a.
Na
początku był zdezorientowany, ale kiedy mnie rozpoznał na jego twarzy pojawił
się szeroki uśmiech i zaskoczenie.
-Co
ty tu robisz? –zapytał skołowany, kiedy puściłam go.
-Surprise!
–zawołałam uśmiechają się szeroko.
Chłopak
objął mnie w talii i przyciągnął mocno do siebie, tak, że nasze klatki
piersiowe się ze sobą niemal stykały.
Harry
natychmiast przywarł swoimi wargami do moich, co wzbudziło zainteresowanie u
naszych znajomych.
Bardzo
tęskniłam za smakiem jego ust i jego zapachem. Wolałabym, żeby już nigdy mnie
nie opuszczał, ani ja jego. Najlepiej, jakbyśmy się codziennie widywali. Wtedy
byłabym najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
-To
chyba najlepszy prezent urodzinowy, jaki dostałem –mruknął Harry, nie
wypuszczając mnie ze swoich objęć.
-Ej!
–jęknęła zniesmaczona Gemma, którą dostrzegłam dopiero w tamtym momencie. –A zegarek
ode mnie?
*
Siedziałam
na kolanach Harry’ego trzymając w ręku drinka. Czułam, po raz kolejny w tym
dniu, jak świat wiruje, ale tym razem zwaliłam to na ilość alkoholu, którą
wypiłam.
Byłam
dosyć pijana, żeby nie wiedzieć, jak się nazywam, ale nie przeszkadzało mi to.
Mało, kto w naszym towarzystwie był trzeźwy. Wszyscy świętowaliśmy 20 urodziny
Harry’ego, które z godziny na godzinę stawały się coraz lepsze i lepsze.
Zaliczyliśmy
już podawanie kartki ustami i „prawdę i wyzwanie”.
Starałam
się wyglądać, jak najlepiej, żeby nikt niczego nie podejrzewał, ale naprawdę
czułam się źle. Miałam takie uczucie, jakby ktoś wyssał ze mnie ostatnie
resztki życia, pozbawiając je jakiegokolwiek sensu. Cały czas pocieszałam się
faktem, że skończyłam trasę i świętuje urodziny mojego chłopaka razem z nim.
Wiem, że było ze mną źle i nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić.
Uśmiechał
się do mnie szeroko, ukazując te swoje szalenie urocze dołeczki i hipnotyzował
mnie szmaragdowymi oczami. Był mój i był dla mnie.
Zbliżyłam
swoje usta do jego ust, żeby złączyć je w szampańskim pocałunku.
Nie
obchodziło mnie to, że byliśmy wśród ludzi, którzy na nas patrzyli. Miałam to
szczerze w dupie, ponieważ w tamtym momencie liczyłam się tylko ja i on. Nikt
inny.
-Ej
no, bez przesady! –jęknęła Perrie, oparta o sofę. –Lecicie w ślinę, co chwilę,
dajcie na wstrzymanie!
Język
jej się mocno plątał i ledwo stała na nogach.
Gdzieś
w głębi poczułam się tym urażona i powinnam nie robić z tego wielkiej afery,
ale coś mną kierowało. Złość narastała z sekundy na sekundę i czułam, że się
nie kontroluje.
Puściłam
szklankę z drinkiem, która rozbiła się na podłodze i podeszłam do swojej
przyjaciółki, po czym jednym zamachem trafiłam dłonią w jej policzek.
* bussywoman - wiecznie zapracowana kobieta
Elie:
Jestem. Pewnie niektórzy z was się cieszą, niektórzy nie, a inni mają to w
dupie, ale jestem, ponieważ sądzę, że ta historia zasługuje na to, żeby ktoś ją
przeczytał i ocenił. Nie wiem, czy Wam się będzie podobać to, co będzie działo
się przez następnych kilka rozdziałów no, ale przekonamy się. Wiem, że było mało Harry'ego. Przepraszam! Obiecuje, że przez następne rozdziały będziecie miały go dosyć.
Przez
następne kilka rozdziałów, zaczynając od następnego, zmienię perspektywę.
Wszystko będzie opisywane z punktu widzenia Harry’ego, ponieważ uważam, że tak
łatwiej będzie dostrzec pewne zmiany.
Nie
chcę mówić, co się będzie działo, bo zdradzę wszystko. Mam nadzieję, że będzie
to dla Was niespodzianka, dziewczyny!
A
teraz powiedzcie mi coś na temat tego rozdziału… Jak wrażenia?
Całusy
; *