czwartek, 2 stycznia 2014

Idiot should die!



Rzuciłam torbę na podłogę i wpuściłam go do środka. Strach powoli opuszczał moje wnętrze, ale nadal byłam w szoku po tym, co się stało zaledwie pół godziny temu. Mówiłam mu, żeby siedział cicho, ale nie! Musiał oberwać!
-Idź do kuchni –poleciłam, kiedy ściągnął kurtkę i buty.
Rozejrzałam się za apteczką.
Wydawało mi się, że już chyba trochę wytrzeźwiał, bo jęczał niemiłosiernie, że go boli. Nie dziwiłam się! Miał oko podbite i rozciętą wargę, przynajmniej nosa nie złamał.
W końcu znalazłam ją nad szafką. Otworzyłam pudełeczko i wyjęłam z niego wodę utlenioną i waciki.
Harry wzdrygnął się widząc, co mu przyniosłam. Usadowił się na blacie i mierzył mnie wzrokiem.
Wylałam trochę cieczy na wacik i przyłożyłam do jego warki. Syknął.
-Bądź mężczyzną! –uderzyłam dłonią w blat.
Pokazał mi język.. Byłam wyczerpana, prawdopodobnie, tak samo jak on. Za dużo emocji, jak na jeden wieczór. Byłam wdzięczna, temu na górze, że tamten facet nie miał noża, czy czegoś podobnego, bo nie skończyłoby się na podbitym oku. Po co on się odzywał? Pijany Harry jest naprawdę denerwujący.
Przebrałam się szybko w pidżamę i ruszyłam do sypialni. Tam zastałam Harry’ego, który ściąga swoją koszulkę i spodnie. 
-O mój Boże! –zawołałam i zakryłam oczy. –Co ty tu robisz? Kanapa jest w salonie!
-Nie będę spał na kanapie –jęknął. –Śpię tutaj.
Zaklęłam pod nosem i zgasiłam światło, po czym wskoczyłam pod łóżko.
-Dobranoc, Gigi! –szepnął Harry wprost do mojego ucha i obrócił się plecami.


*

Obudził mnie telefon od Lauren. Cały czas dziwiło mnie to, że zawsze do mnie dzwoni, zamiast po prostu przyjść. Mieszkam pokój obok! Ale w tym momencie to lepszy pomysł. Nie wiem, co by sobie pomyślała, gdyby zobaczyła, że leżę w jednym łóżku razem z Harry’m. Wątpię, że wszystko byłoby okej.
-Tak? –wychrypiałam do słuchawki.
-Przypominam ci tylko, że za godzinę jedziemy do tego domu dziecka –oznajmiła.
Odsunęłam telefon od ucha i sprawdziłam godzinę. Och serio? Dziesiąta?
-W porządku, spotkamy się w lobby –mruknęłam i rozłączyłam się.
Padłam na poduszkę i zamknęłam na chwilę oczy. Niestety, to tak nie działa. Ode chciało mi się spać. Mój wzrok mimowolnie powędrował na tors Harry’ego. Jego ciało zdobiło wiele tatuaży. Miał ich naprawdę dużo. Prawą rękę, pokrywały dziesiątki mniejszych i większych tatuaży i niektóre mi się spodobały. Na przykład statek i gwoździe.
Boże Harry Styles leży w moim łóżku… Znaczy hotelowym, ale moim.
Zaczynałam się przyzwyczajać do tego, że widujemy się prawie codziennie i chyba się zaprzyjaźniliśmy. Tak sądzę.
Wstałam z łóżka i poszłam zrobić kawę. W międzyczasie wzięłam prysznic i umyłam włosy, a Harry nadal spał.
Przebrałam się w luźne, szare dresy i biały T-shirt z napisem 65. Na nogi włożyłam  czarne koturny. Zaplotłam warkocza na boku, a ten nadal spał.
Zostało mi półgodziny.
Z kubkiem kawy w ręce przyszłam do sypialni i zmrużyłam oczy patrząc na niego. Nawet, kiedy spał był seksowny.
Tknęłam go butem, po łydce.
-Wstawaj –mruknęłam i znowu go szturchnęłam.
Po kilku nieudanych próbach, byłam wkurzona. Odstawiłam kubek na komodę i bezlitośnie zrzuciłam go z łóżka.
Wiem, że kac i te sprawy, ale musiałam za chwilę wychodzić!
-Co do…?! –zmarszczył czoło i przewrócił się na plecy.
Uśmiechnęłam się do niego sztucznie.
-Dzień dobry, Harry! –zawołałam. –Wiesz, jak bardzo cię lubię i cenię, ale niestety musisz się szybko zebrać, bo dzieci na mnie czekają.
Chłopak przetarł oczy i usiadł opierają się o ramę łóżka.
Chyba nie wiedział, co się dzieje, dlatego szybko mu to wyjaśniłam.
Wiem, że chyba nie do końca był trzeźwy, bo jego wzrok na to nie wskazywał. Co chwilę kiwał głową, ale był cicho. Dla mnie to trochę zabawne, bo drugą noc spędzamy razem w łóżku.
-A, po co szukasz mieszkania? –spytał, idąc za mną do kuchni.
Wstawiłam pusty kubek do zlewu i wyłączyłam telewizor.
-Simon kazał zostać mi tu na święta i jakoś nie chce mi się spędzać świąt w hotelu –odparłam.
-Będziesz sama? –spytał opierając się o blat i przygryzł wargę. 
-Wszyscy przyjadą wieczorem w Wigilię –kiwnęłam głową.
-Rozumiem –mruknął. –W takim razie, jak kupisz to mieszkanie to chyba zrobisz parapetówę, nie? I mnie zaprosisz?
-Nie wiem, czy zasłużyłeś –zaśmiałam się. –Jak oko?
Chłopak parsknął śmiechem. Dla niego było to zabawne, ale ja naprawdę najadłam się strachu.
-Przeżyję –uśmiechnął się. –A ty leć! Spóźnisz się, oddam klucz do recepcji.
Założyłam na siebie kurtkę i wzięłam torebkę, po czym przytuliłam go na pożegnanie.
Chłopak objął mnie w talii przyciskając do siebie. Biło od niego przyjemne ciepło.
Lekko się odepchnęłam kładąc dłonie na jego nagim torsie. Spojrzałam w jego zielone oczy. Zastygliśmy przez chwilę patrząc się na siebie. Mój wzrok wylądował na jego malinowych ustach. Zapragnęłam ich zasmakować, dotknąć… Co? Nie, nie było tego!
Jak oparzona, odskoczyłam od niego. Czułam się zażenowana tą sytuacją, ale najwyraźniej, jego to bawiło. Wprawił mnie w zakłopotanie. Czułam, że moje policzki się rumienią, więc spuściłam głowę i udałam się do wyjścia. 
-Zadzwonię później! –zawołałam i wyszłam.


*

Kiedy zaparkowałyśmy przed budynkiem, powitała mnie pięcioosobowa grupka dziennikarzy, którzy nie wiadomo, jak dowiedzieli się, że tu przyjechałam. Nie byłam zaopatrzona w kolegę ochroniarza, który zawsze chodził, gdzieś przy mnie, incognito.
Przedarłyśmy się przez paparazzi i weszłyśmy do środka. W środku było o wiele przytulniej, niż by się to wydawało. Z zewnątrz ceglany budynek przypomina BRONX w Nowym Jorku. Brudna cegła, zacieki po deszczu i kruszący się tynk.
Ściany były w żywych kolorach, wszyscy byli bardzo mili. Weszłyśmy do jednej Sali. Dzieci mieszane wiekiem.
Były tam pięciolatki, dziesięciolatki i nawet piętnastolatki. Wszyscy bawili się lub siedzieli przy stolikach i coś rysowali. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się, że te dzieci są nieszczęśliwe.
Większość była dosyć nieśmiała, bo przyszła jakaś obca osoba (czyt. Ja) i chciała się z nimi pobawić, ale później atmosfera się rozluźniła. Graliśmy w głuchy telefon, kółko graniaste i różne inne gry, który nawet nie znałam.
Lauren niespecjalnie była tym zainteresowana. Nie miała dzieci, ani męża. Nie była czuła, jeśli chodzi o takie bobasy, ale uważam, że ma trochę skamieniałe serduszko i gdyby chciała, to by mogła.
Poprawiłam warkocza, kiedy zobaczyłam, że jedna dziewczyna siedzi sama na parapecie. Z nikim nie rozmawiała, nikt obok niej nie przeszedł. Miała długie brązowe włosy i trochę piegowatą buzię, a także niesamowicie błękitne oczy.
Postanowiłam do niej podejść i się przywitać. Usiadłam obok brunetki na parapecie i uśmiechnęłam się.
Ta tylko spojrzała na mnie przelotnie i znowu wróciła do wpatrywania się w okno.
-Jestem Giselle –zaczęłam cicho.
-Wiem, kim jesteś –odezwała się chłodno. –W porównaniu do tych dzieci, korzystam z Internetu.
Milusia…
-A ty jesteś…? –nie poddawałam się.
-Obchodzi cię to? -zmarszczyła brwi. 
Nie zamierzałam odpuścić i jeśli myślała, że sobie pójdę, to grubo się myliła. Po prostu wiedziałam, ze pewnie po raz pierwszy podeszła do niej, jakaś osoba i chciała normalnie porozmawiać. Myślę, że była zaskoczona.
-Rose –ustąpiła i podała mi rękę.
Uśmiechnęłam się do niej i uścisnęłam ją.


*

Rose była bardzo fajna i dojrzała, jak na swój wiek. Miała piętnaście lat, a zachowywała się i wyglądała, na co najmniej siedemnaście.
Nie znosiła być w tym miejscu, w sumie to oczywiste, że nie chciała być. Trafiła tu dwa lata temu i cały czas jest samotna. Bardzo, bardzo dużo rozmawiałyśmy i przestała być zimna, trochę się otworzyła.
-Chciałabym już być dorosła i się stąd wyrwać –mruknęła.
-Cóż… -westchnęłam. –Dorosłość nie jest taka fajna, jak się wydaje. Zaczynasz podejmować decyzje sama i nie jesteś pewna, czy dobrze robisz. Musisz sama zapracować nad swoją przyszłością. Wszystko jest w twoich rękach.
Rose przekrzywiła głowę w prawo i tępo na mnie patrzyła.
-Przynudzam? –zaśmiałam się.
-Troszeczkę? –kiwnęła głową.
-Zaraz muszę iść, ale… Nie masz telefonu, tak? –spytałam, chociaż to było oczywiste.
Rose pokręciła przecząco głową.
-Mogę korzystać z komputera w Sali, Skype? –zaproponowała.
Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
Naprawdę miło spędziłam czas, ze wszystkimi. Oczywiście, zabawa z tymi mniejszymi było świetna, ale najlepiej bawiłam się z Rose. Była trochę zamknięta w sobie, nie lubiła mówić o sobie, więc trzeba było ciągnąć ją za język.
Zapisałam jej swoją nazwę i poszłam poszukać Lauren. Kobieta czekała przed wyjściem.
To było ciekawe doświadczenie. Myślę, że mogłabym to powtórzyć. Rzecz w tym, że w Stanach domy dziecka wyglądają zupełnie inaczej, niż w Anglii. Ogólnie wszystko było tu inne. Ludzie nie byli tacy mili, jak w Los Angeles. Wszystko mieli gdzieś. Ciągle się, gdzie spieszyli, nie mieli na nic czasu. To było trochę dziwne. Chyba po prostu jestem przyzwyczajona do serdeczności i bezinteresownej życzliwości ze strony Amerykanów.
Lauren zajechała na bardzo ładne i zadbane osiedle. Mieściły się tam nieduże, białe domki. Całkowicie mi to pasowało. Nie chciałam żadnej Willi, apartamentowca, czy jakichś pałaców. Wystarczy mi skromny domek, najlepiej parterowy, trzypokojowy. O takim marzyłam.
-Jest umeblowany –oznajmiła Lauren. –Nie będzie czasu na żadne remonty, ale myślę, że taki wystrój ci się spodoba.
Uśmiechnęłam się do niej ciepło i wysiadłam z samochodu. Miałam nadzieję, że to będzie strzał w dziesiątkę i będę mogła szybko się tu wprowadzić, bo zbrzydło mi mieszkanie w hotelu.
Pchnęłam ciężkie, białe drzwi i weszłam do środka.
Stanęłam w bardzo ładnym przedpokoju. Był wyłożony, dużymi ciemnymi płytkami. Po prawej stała szafa wnękowa, a po prawej małe światełka.
Na wprost znajdowała się duża, praktycznie na całą wysokość ściany, czarno-biała tapety, paryskiej kawiarni. Idąc w lewo, wchodziło się do dużego salonu, połączonego z kuchnią.
Znajdował się tam kominek, nad nim wisiał telewizor. Przed nim, stała narożna kanapa a po prawej stolik z krzesłami.
Kuchnia była w białych kolorach, staromodnie urządzona.
Wracając się do korytarza, którego ściany były pomalowane na ciemny fiolet, znalazłam drzwi od niewielkiej garderoby. Pokój gościnny, dużą łazienkę, z obrazem Audrey Hepburn, leżącej na szezlongu i wreszcie sypialnię.
Była bardzo dobrze zagospodarowana. Duże łóżko, nad nim naklejkę zarysu twarzy Marilyn Monroe. W małej wnęce, znajdowała się mini toaletka. Na glifach przywieszone były żarówki, dzięki czemu wyglądało to jak garderoba gwiazdy filmowej.
Byłam pod wrażeniem. To mieszkanie od razu mi się spodobało i nie chciałam szukać żadnego innego. Wystrój pasował do mnie idealnie i nie mogłam tego zaprzepaścić.
-Bierzemy! –zawołałam do Lauren i uśmiechnęłam się szeroko.



*

Wkładałam ostatnią koszulkę do szafy. Byłam już całkowicie rozpakowana, wszystkie rzeczy, które miałam w hotelu znalazły swoje miejsce. Byłam trochę zmęczona. Miałam zamiar na chwilę się położyć, ale musiałam jeszcze sprawdzić pocztę i ugotować coś.
Było w pół do dziewiątej. Włączyłam laptopa i zalogowałam się na Twittera. Byłam bardzo zaskoczona, ponieważ przywitało mnie setki nieprzyjemnych wiadomości i zdjęć. A dokładnie zdjęć moich i Harry’go. 

Idiotka powinna zginąć.
Zamorduję ją, jak tylko ją zobaczę!
Nie znoszę jej!
Mam nadzieję, że wszyscy ją wykończą.

I wiele innych, nawet gorszych. Ludzie życzyli mi śmierci, a nawet mnie nie znali. To mnie strasznie zdołowało. Nie mogąc na to patrzeć zamknęłam laptopa i wybuchłam płaczem.
To nie było fair. Jego fanki pisały do mnie świństwa, bo raz lub dwa, gdzieś z nim wyszłam? Od razu zakładają, że się ze sobą przespaliśmy albo, że im go odbieram. To było absurdalne, ale bardzo bolało i jak na moją psychikę to było za dużo. Miałam wrażenie, że niektóre z nich będą chciały przyjść i zabić mnie w śnie.
Potrzebowałam butelki wina. Anglia dostaje plus za to, że mogę tu pić i to jest zgodne z prawem.
Nagle zadzwonił mój telefon. To był Harry. Wytarłam oczy i próbowałam zapanować, nad drżącym głosem.
-Halo? –pociągnęłam nosem.
Nadal drżał!
-Gigi, wszystko w porządku? –spytał.
-Um.. Tak, tak –odpowiedziałam, ciszej.
-Płakałaś? –dopytywał.
Jejku, jaki on był uparty!
-Nie, skąd ten pomysł –opanowałam się. –O co chodzi?
-Co zamierzasz jutro robić?
-Hm.. –westchnęłam. –Kupiłam mieszkanie, więc przydadzą się, jakieś świąteczne dekoracje. Choinka i takie tam.
-Kocham świąteczne zakupy! –zawołał. –Przyjadę do ciebie rano, przyślij mi adres sms’em, mam jeszcze dla ciebie niespodziankę!
-Ale Harry… Ja nie wiem –rozłączył się.
Cholera jasna! Nie chcę się z nim widzieć. Znaczy chcę, ale jestem świadoma, że tam na 100% ktoś na zobaczy, a nie mam ochoty wyczytywać, kolejnych wiadomości na temat:, „Czym zabić Giselle Diaz? Siekierą, czy tłuczkiem do ziemniaków?”
Wolałam się nie narażać i pójść sama, ale to Harry. Tego nie ogarniesz…


Elie: Whooo-hooo! Witam was w nowym roku, chicas! Jak po party? Przyznam, że moja była do bani, ale no.. Cóż.
Dziękuje za ostatnie komentarze, naprawdę miło się to czyta i od razu poprawia humor, dlatego postanowiłam wstawić rozdział wcześniej. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie i nadal będziecie czytać i komentować.
Co sądzicie o tym rozdziale? Podoba się? Czekam na Wasz opinię w komentarzach!

Całusy ; *

8 komentarzy:

  1. Pierwsza ^^
    Rozdział świetny ;) Nie mogłam się doczekać kiedy go dodasz i się nie zawiodłam.. :p

    OdpowiedzUsuń
  2. No i powoli wszystko się rozkręca. Zwariowane fanki biedna G Harry jak nie facet coś wyczuwa, ale lipa bo nie do końca ogarnia - jak to facet, jak to facet. Cóż zastanawiam się co zrobi G myślę, że jednak wybierze się z Harrym. Jestem ciekawa kolejnego rozdziału, pozdrawiam! :) x

    OdpowiedzUsuń
  3. uuu Harry mam nadzieję że nic cie już nie boli :/ biedna G tyle nienawiści nie wiem dlaczego ale to przypomina sytuację El :( rozdział super nic dodać nic ująć ;)
    do następnego Skarbie xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny! Czekam niecierpliwie na następny. :) bardzo mi się podoba jak piszesz, z taką lekkością. Wszystko jest płynne i nie zaznałam się z błędami. Po prostu cudeńko!!! :*
    /olaaamat

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyjemny styl pisania i genialny rozdział! ;)

    Zapraszam: http://still-the-one-harry-styles.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie. Coraz bardziej podob mi sie rozwój sytuacji.
    maYaa

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra jest godzina 21:15, a w słuchawkach leci Bryan Ferry i nie mogę przestać wielbić jego głosu *.* Mistrz!
    Byłam, jestem i będę fanką Gigi i Harry'ego. Ta dwójka jest cudowna i taka kjdskllkg *.* Kocham ich normalnie i brakuje mi słów. Oczywiście zawsze też będę nienawidzić Ken i to się nie zmieni. Ja wiem jak ona namiesza, ja wiem i kurde mi to się nie podoba. Nie można jej np. wrzucić pod pociąg? Tak przypadkiem? Rozważ tą opcję, Elii ;))
    Spotkanie w sierocińcu było mega ekscytujące nawet dla mnie. Dzieciaki musiały świetnie się bawić, a Rose wydaje się być fajną dziewczyną i mam nadzieję, że wraz z Gigi stworzą cudowną drużynę.
    Zakupy z Harrym? TRZY RAZY NA TAK, DZIĘKUJEMY! Już się nie mogę tego doczekać, no!
    Co do hejtów na Gigi, to mam dla niej bardzo dobrą radę, a mianowicie - nie przejmuj się, bo prawdziwi przyjaciele i ludzie, którzy cię kochają będą zawsze przy tobie. Wiem, że to boli, ale czasami warto zwrócić się o pomoc do przyjaciela niż dusić to w sobie. Na pewno dasz sobie radę! Harry Ci pomoże! :)
    Cudowny rozdział i nie mogę doczekać się następnego *.*
    Pozdrawiam i życzę weny <3
    Tęsknie, Elii xx

    OdpowiedzUsuń