Rzuciłam
torbę na podłogę i wpuściłam go do środka. Strach powoli opuszczał moje
wnętrze, ale nadal byłam w szoku po tym, co się stało zaledwie pół godziny temu.
Mówiłam mu, żeby siedział cicho, ale nie! Musiał oberwać!
-Idź
do kuchni –poleciłam, kiedy ściągnął kurtkę i buty.
Rozejrzałam
się za apteczką.
Wydawało
mi się, że już chyba trochę wytrzeźwiał, bo jęczał niemiłosiernie, że go boli.
Nie dziwiłam się! Miał oko podbite i rozciętą wargę, przynajmniej nosa nie
złamał.
W
końcu znalazłam ją nad szafką. Otworzyłam pudełeczko i wyjęłam z niego wodę
utlenioną i waciki.
Harry
wzdrygnął się widząc, co mu przyniosłam. Usadowił się na blacie i mierzył mnie
wzrokiem.
Wylałam
trochę cieczy na wacik i przyłożyłam do jego warki. Syknął.
-Bądź
mężczyzną! –uderzyłam dłonią w blat.
Pokazał
mi język.. Byłam wyczerpana, prawdopodobnie, tak samo jak on. Za dużo emocji,
jak na jeden wieczór. Byłam wdzięczna, temu na górze, że tamten facet nie miał
noża, czy czegoś podobnego, bo nie skończyłoby się na podbitym oku. Po co on
się odzywał? Pijany Harry jest naprawdę denerwujący.
Przebrałam
się szybko w pidżamę i ruszyłam do sypialni. Tam zastałam Harry’ego, który
ściąga swoją koszulkę i spodnie.
-O
mój Boże! –zawołałam i zakryłam oczy. –Co ty tu robisz? Kanapa jest w salonie!
-Nie
będę spał na kanapie –jęknął. –Śpię tutaj.
Zaklęłam
pod nosem i zgasiłam światło, po czym wskoczyłam pod łóżko.
-Dobranoc,
Gigi! –szepnął Harry wprost do mojego ucha i obrócił się plecami.
*
Obudził
mnie telefon od Lauren. Cały czas dziwiło mnie to, że zawsze do mnie dzwoni,
zamiast po prostu przyjść. Mieszkam pokój obok! Ale w tym momencie to lepszy
pomysł. Nie wiem, co by sobie pomyślała, gdyby zobaczyła, że leżę w jednym
łóżku razem z Harry’m. Wątpię, że wszystko byłoby okej.
-Tak?
–wychrypiałam do słuchawki.
-Przypominam
ci tylko, że za godzinę jedziemy do tego domu dziecka –oznajmiła.
Odsunęłam
telefon od ucha i sprawdziłam godzinę. Och serio? Dziesiąta?
-W
porządku, spotkamy się w lobby –mruknęłam i rozłączyłam się.
Padłam
na poduszkę i zamknęłam na chwilę oczy. Niestety, to tak nie działa. Ode
chciało mi się spać. Mój wzrok mimowolnie powędrował na tors Harry’ego. Jego
ciało zdobiło wiele tatuaży. Miał ich naprawdę dużo. Prawą rękę, pokrywały
dziesiątki mniejszych i większych tatuaży i niektóre mi się spodobały. Na
przykład statek i gwoździe.
Boże
Harry Styles leży w moim łóżku… Znaczy hotelowym, ale moim.
Zaczynałam
się przyzwyczajać do tego, że widujemy się prawie codziennie i chyba się
zaprzyjaźniliśmy. Tak sądzę.
Wstałam
z łóżka i poszłam zrobić kawę. W międzyczasie wzięłam prysznic i umyłam włosy,
a Harry nadal spał.
Przebrałam
się w luźne, szare dresy i biały T-shirt z napisem 65. Na nogi włożyłam czarne
koturny. Zaplotłam warkocza na boku, a ten nadal spał.
Zostało
mi półgodziny.
Z
kubkiem kawy w ręce przyszłam do sypialni i zmrużyłam oczy patrząc na niego.
Nawet, kiedy spał był seksowny.
Tknęłam
go butem, po łydce.
-Wstawaj
–mruknęłam i znowu go szturchnęłam.
Po
kilku nieudanych próbach, byłam wkurzona. Odstawiłam kubek na komodę i
bezlitośnie zrzuciłam go z łóżka.
Wiem,
że kac i te sprawy, ale musiałam za chwilę wychodzić!
-Co
do…?! –zmarszczył czoło i przewrócił się na plecy.
Uśmiechnęłam
się do niego sztucznie.
-Dzień
dobry, Harry! –zawołałam. –Wiesz, jak bardzo cię lubię i cenię, ale niestety
musisz się szybko zebrać, bo dzieci na mnie czekają.
Chłopak
przetarł oczy i usiadł opierają się o ramę łóżka.
Chyba
nie wiedział, co się dzieje, dlatego szybko mu to wyjaśniłam.
Wiem,
że chyba nie do końca był trzeźwy, bo jego wzrok na to nie wskazywał. Co chwilę
kiwał głową, ale był cicho. Dla mnie to trochę zabawne, bo drugą noc spędzamy
razem w łóżku.
-A,
po co szukasz mieszkania? –spytał, idąc za mną do kuchni.
Wstawiłam
pusty kubek do zlewu i wyłączyłam telewizor.
-Będziesz
sama? –spytał opierając się o blat i przygryzł wargę.
-Wszyscy
przyjadą wieczorem w Wigilię –kiwnęłam głową.
-Rozumiem
–mruknął. –W takim razie, jak kupisz to mieszkanie to chyba zrobisz parapetówę,
nie? I mnie zaprosisz?
-Nie
wiem, czy zasłużyłeś –zaśmiałam się. –Jak oko?
Chłopak
parsknął śmiechem. Dla niego było to zabawne, ale ja naprawdę najadłam się
strachu.
-Przeżyję
–uśmiechnął się. –A ty leć! Spóźnisz się, oddam klucz do recepcji.
Założyłam
na siebie kurtkę i wzięłam torebkę, po czym przytuliłam go na pożegnanie.
Chłopak
objął mnie w talii przyciskając do siebie. Biło od niego przyjemne ciepło.
Lekko
się odepchnęłam kładąc dłonie na jego nagim torsie. Spojrzałam w jego zielone
oczy. Zastygliśmy przez chwilę patrząc się na siebie. Mój wzrok wylądował na
jego malinowych ustach. Zapragnęłam ich zasmakować, dotknąć… Co? Nie, nie było
tego!
Jak
oparzona, odskoczyłam od niego. Czułam się zażenowana tą sytuacją, ale
najwyraźniej, jego to bawiło. Wprawił mnie w zakłopotanie. Czułam, że moje
policzki się rumienią, więc spuściłam głowę i udałam się do wyjścia.
-Zadzwonię
później! –zawołałam i wyszłam.
*
Kiedy
zaparkowałyśmy przed budynkiem, powitała mnie pięcioosobowa grupka
dziennikarzy, którzy nie wiadomo, jak dowiedzieli się, że tu przyjechałam. Nie
byłam zaopatrzona w kolegę ochroniarza, który zawsze chodził, gdzieś przy mnie,
incognito.
Przedarłyśmy
się przez paparazzi i weszłyśmy do środka. W środku było o wiele przytulniej,
niż by się to wydawało. Z zewnątrz ceglany budynek przypomina BRONX w Nowym
Jorku. Brudna cegła, zacieki po deszczu i kruszący się tynk.
Ściany
były w żywych kolorach, wszyscy byli bardzo mili. Weszłyśmy do jednej Sali.
Dzieci mieszane wiekiem.
Były
tam pięciolatki, dziesięciolatki i nawet piętnastolatki. Wszyscy bawili się lub
siedzieli przy stolikach i coś rysowali. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się,
że te dzieci są nieszczęśliwe.
Większość
była dosyć nieśmiała, bo przyszła jakaś obca osoba (czyt. Ja) i chciała się z
nimi pobawić, ale później atmosfera się rozluźniła. Graliśmy w głuchy telefon,
kółko graniaste i różne inne gry, który nawet nie znałam.
Lauren
niespecjalnie była tym zainteresowana. Nie miała dzieci, ani męża. Nie była
czuła, jeśli chodzi o takie bobasy, ale uważam, że ma trochę skamieniałe
serduszko i gdyby chciała, to by mogła.
Poprawiłam
warkocza, kiedy zobaczyłam, że jedna dziewczyna siedzi sama na parapecie. Z
nikim nie rozmawiała, nikt obok niej nie przeszedł. Miała długie brązowe włosy
i trochę piegowatą buzię, a także niesamowicie błękitne oczy.
Postanowiłam
do niej podejść i się przywitać. Usiadłam obok brunetki na parapecie i
uśmiechnęłam się.
Ta
tylko spojrzała na mnie przelotnie i znowu wróciła do wpatrywania się w okno.
-Jestem
Giselle –zaczęłam cicho.
Milusia…
-A
ty jesteś…? –nie poddawałam się.
-Obchodzi cię to? -zmarszczyła brwi.
Nie zamierzałam odpuścić i jeśli myślała, że sobie pójdę, to grubo się myliła. Po prostu wiedziałam, ze pewnie po raz pierwszy podeszła do niej, jakaś osoba i chciała normalnie porozmawiać. Myślę, że była zaskoczona.
Nie zamierzałam odpuścić i jeśli myślała, że sobie pójdę, to grubo się myliła. Po prostu wiedziałam, ze pewnie po raz pierwszy podeszła do niej, jakaś osoba i chciała normalnie porozmawiać. Myślę, że była zaskoczona.
-Rose
–ustąpiła i podała mi rękę.
*
Rose
była bardzo fajna i dojrzała, jak na swój wiek. Miała piętnaście lat, a zachowywała
się i wyglądała, na co najmniej siedemnaście.
Nie
znosiła być w tym miejscu, w sumie to oczywiste, że nie chciała być. Trafiła tu
dwa lata temu i cały czas jest samotna. Bardzo, bardzo dużo rozmawiałyśmy i
przestała być zimna, trochę się otworzyła.
-Chciałabym
już być dorosła i się stąd wyrwać –mruknęła.
-Cóż…
-westchnęłam. –Dorosłość nie jest taka fajna, jak się wydaje. Zaczynasz
podejmować decyzje sama i nie jesteś pewna, czy dobrze robisz. Musisz sama
zapracować nad swoją przyszłością. Wszystko jest w twoich rękach.
Rose
przekrzywiła głowę w prawo i tępo na mnie patrzyła.
-Przynudzam?
–zaśmiałam się.
-Troszeczkę?
–kiwnęła głową.
-Zaraz
muszę iść, ale… Nie masz telefonu, tak? –spytałam, chociaż to było oczywiste.
Rose
pokręciła przecząco głową.
-Mogę
korzystać z komputera w Sali, Skype? –zaproponowała.
Uśmiechnęłam
się i kiwnęłam głową.
Naprawdę
miło spędziłam czas, ze wszystkimi. Oczywiście, zabawa z tymi mniejszymi było
świetna, ale najlepiej bawiłam się z Rose. Była trochę zamknięta w sobie, nie
lubiła mówić o sobie, więc trzeba było ciągnąć ją za język.
Zapisałam
jej swoją nazwę i poszłam poszukać Lauren. Kobieta czekała przed wyjściem.
To
było ciekawe doświadczenie. Myślę, że mogłabym to powtórzyć. Rzecz w tym, że w
Stanach domy dziecka wyglądają zupełnie inaczej, niż w Anglii. Ogólnie wszystko
było tu inne. Ludzie nie byli tacy mili, jak w Los Angeles. Wszystko mieli
gdzieś. Ciągle się, gdzie spieszyli, nie mieli na nic czasu. To było trochę
dziwne. Chyba po prostu jestem przyzwyczajona do serdeczności i bezinteresownej
życzliwości ze strony Amerykanów.
Lauren
zajechała na bardzo ładne i zadbane osiedle. Mieściły się tam nieduże, białe
domki. Całkowicie mi to pasowało. Nie chciałam żadnej Willi, apartamentowca,
czy jakichś pałaców. Wystarczy mi skromny domek, najlepiej parterowy,
trzypokojowy. O takim marzyłam.
-Jest
umeblowany –oznajmiła Lauren. –Nie będzie czasu na żadne remonty, ale myślę, że
taki wystrój ci się spodoba.
Uśmiechnęłam
się do niej ciepło i wysiadłam z samochodu. Miałam nadzieję, że to będzie
strzał w dziesiątkę i będę mogła szybko się tu wprowadzić, bo zbrzydło mi
mieszkanie w hotelu.
Pchnęłam
ciężkie, białe drzwi i weszłam do środka.
Stanęłam
w bardzo ładnym przedpokoju. Był wyłożony, dużymi ciemnymi płytkami. Po prawej
stała szafa wnękowa, a po prawej małe światełka.
Na
wprost znajdowała się duża, praktycznie na całą wysokość ściany, czarno-biała
tapety, paryskiej kawiarni. Idąc w lewo, wchodziło się do dużego salonu,
połączonego z kuchnią.
Znajdował
się tam kominek, nad nim wisiał telewizor. Przed nim, stała narożna kanapa a po
prawej stolik z krzesłami.
Kuchnia
była w białych kolorach, staromodnie urządzona.
Wracając
się do korytarza, którego ściany były pomalowane na ciemny fiolet, znalazłam
drzwi od niewielkiej garderoby. Pokój gościnny, dużą łazienkę, z obrazem Audrey
Hepburn, leżącej na szezlongu i wreszcie sypialnię.
Była
bardzo dobrze zagospodarowana. Duże łóżko, nad nim naklejkę zarysu twarzy
Marilyn Monroe. W małej wnęce, znajdowała się mini toaletka. Na glifach
przywieszone były żarówki, dzięki czemu wyglądało to jak garderoba gwiazdy
filmowej.
Byłam
pod wrażeniem. To mieszkanie od razu mi się spodobało i nie chciałam szukać
żadnego innego. Wystrój pasował do mnie idealnie i nie mogłam tego
zaprzepaścić.
-Bierzemy!
–zawołałam do Lauren i uśmiechnęłam się szeroko.
*
Wkładałam
ostatnią koszulkę do szafy. Byłam już całkowicie rozpakowana, wszystkie rzeczy,
które miałam w hotelu znalazły swoje miejsce. Byłam trochę zmęczona. Miałam
zamiar na chwilę się położyć, ale musiałam jeszcze sprawdzić pocztę i ugotować
coś.
Było
w pół do dziewiątej. Włączyłam laptopa i zalogowałam się na Twittera. Byłam
bardzo zaskoczona, ponieważ przywitało mnie setki nieprzyjemnych wiadomości i
zdjęć. A dokładnie zdjęć moich i Harry’go.
Idiotka powinna
zginąć.
Zamorduję ją,
jak tylko ją zobaczę!
Nie znoszę jej!
Mam nadzieję, że
wszyscy ją wykończą.
I
wiele innych, nawet gorszych. Ludzie życzyli mi śmierci, a nawet mnie nie
znali. To mnie strasznie zdołowało. Nie mogąc na to patrzeć zamknęłam laptopa i
wybuchłam płaczem.
To
nie było fair. Jego fanki pisały do mnie świństwa, bo raz lub dwa, gdzieś z nim
wyszłam? Od razu zakładają, że się ze sobą przespaliśmy albo, że im go
odbieram. To było absurdalne, ale bardzo bolało i jak na moją psychikę to było
za dużo. Miałam wrażenie, że niektóre z nich będą chciały przyjść i zabić mnie
w śnie.
Potrzebowałam
butelki wina. Anglia dostaje plus za to, że mogę tu pić i to jest zgodne z prawem.
Nagle
zadzwonił mój telefon. To był Harry. Wytarłam oczy i próbowałam zapanować, nad
drżącym głosem.
-Halo?
–pociągnęłam nosem.
Nadal
drżał!
-Gigi,
wszystko w porządku? –spytał.
-Um..
Tak, tak –odpowiedziałam, ciszej.
-Płakałaś?
–dopytywał.
Jejku,
jaki on był uparty!
-Nie,
skąd ten pomysł –opanowałam się. –O co chodzi?
-Co
zamierzasz jutro robić?
-Hm..
–westchnęłam. –Kupiłam mieszkanie, więc przydadzą się, jakieś świąteczne
dekoracje. Choinka i takie tam.
-Kocham
świąteczne zakupy! –zawołał. –Przyjadę do ciebie rano, przyślij mi adres sms’em,
mam jeszcze dla ciebie niespodziankę!
-Ale
Harry… Ja nie wiem –rozłączył się.
Cholera
jasna! Nie chcę się z nim widzieć. Znaczy chcę, ale jestem świadoma, że tam na
100% ktoś na zobaczy, a nie mam ochoty wyczytywać, kolejnych wiadomości na temat:,
„Czym zabić Giselle Diaz? Siekierą, czy tłuczkiem do ziemniaków?”
Wolałam
się nie narażać i pójść sama, ale to Harry. Tego nie ogarniesz…
Elie:
Whooo-hooo! Witam was w nowym roku, chicas! Jak po party? Przyznam, że moja
była do bani, ale no.. Cóż.
Dziękuje
za ostatnie komentarze, naprawdę miło się to czyta i od razu poprawia humor,
dlatego postanowiłam wstawić rozdział wcześniej. Mam nadzieję, że mnie nie
zawiedziecie i nadal będziecie czytać i komentować.
Co
sądzicie o tym rozdziale? Podoba się? Czekam na Wasz opinię w komentarzach!
Całusy
; *
Pierwsza ^^
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ;) Nie mogłam się doczekać kiedy go dodasz i się nie zawiodłam.. :p
No i powoli wszystko się rozkręca. Zwariowane fanki biedna G Harry jak nie facet coś wyczuwa, ale lipa bo nie do końca ogarnia - jak to facet, jak to facet. Cóż zastanawiam się co zrobi G myślę, że jednak wybierze się z Harrym. Jestem ciekawa kolejnego rozdziału, pozdrawiam! :) x
OdpowiedzUsuńuuu Harry mam nadzieję że nic cie już nie boli :/ biedna G tyle nienawiści nie wiem dlaczego ale to przypomina sytuację El :( rozdział super nic dodać nic ująć ;)
OdpowiedzUsuńdo następnego Skarbie xx
G-E-N-I-A-L-N-E!
OdpowiedzUsuńŚwietny! Czekam niecierpliwie na następny. :) bardzo mi się podoba jak piszesz, z taką lekkością. Wszystko jest płynne i nie zaznałam się z błędami. Po prostu cudeńko!!! :*
OdpowiedzUsuń/olaaamat
Przyjemny styl pisania i genialny rozdział! ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://still-the-one-harry-styles.blogspot.com/
Świetnie. Coraz bardziej podob mi sie rozwój sytuacji.
OdpowiedzUsuńmaYaa
Dobra jest godzina 21:15, a w słuchawkach leci Bryan Ferry i nie mogę przestać wielbić jego głosu *.* Mistrz!
OdpowiedzUsuńByłam, jestem i będę fanką Gigi i Harry'ego. Ta dwójka jest cudowna i taka kjdskllkg *.* Kocham ich normalnie i brakuje mi słów. Oczywiście zawsze też będę nienawidzić Ken i to się nie zmieni. Ja wiem jak ona namiesza, ja wiem i kurde mi to się nie podoba. Nie można jej np. wrzucić pod pociąg? Tak przypadkiem? Rozważ tą opcję, Elii ;))
Spotkanie w sierocińcu było mega ekscytujące nawet dla mnie. Dzieciaki musiały świetnie się bawić, a Rose wydaje się być fajną dziewczyną i mam nadzieję, że wraz z Gigi stworzą cudowną drużynę.
Zakupy z Harrym? TRZY RAZY NA TAK, DZIĘKUJEMY! Już się nie mogę tego doczekać, no!
Co do hejtów na Gigi, to mam dla niej bardzo dobrą radę, a mianowicie - nie przejmuj się, bo prawdziwi przyjaciele i ludzie, którzy cię kochają będą zawsze przy tobie. Wiem, że to boli, ale czasami warto zwrócić się o pomoc do przyjaciela niż dusić to w sobie. Na pewno dasz sobie radę! Harry Ci pomoże! :)
Cudowny rozdział i nie mogę doczekać się następnego *.*
Pozdrawiam i życzę weny <3
Tęsknie, Elii xx