sobota, 28 grudnia 2013

Come on! Leave him dude! He's barely breathing



Kiedy się obudziłam, doznałam szoku. Po pierwsze, rozsadzało mi czaszkę, a po drugie, nie wiedziałam, gdzie jestem? Cholera jasna, pewnie jakiś gwałciciel sprowadził mnie do swojego domku i dobierał się do mnie!
Otworzyłam leniwie oczy i pierwsze, co przykuło moją uwagę to koszulka, którą miałam na sobie. Była męska i pachniała… Harrym? O Boże! Byłam wczoraj tak zalana, że nawet nie pamiętam…? Nie to się nie wydarzyło.
Nagle ktoś obok mnie się poruszył.
-Aaaa! –wrzasnęłam, przykrywając się kołdrą po szyję.
Tak naciągnęłam  kołdrę, że mój towarzysz się również zerwał się na równe nogi.
-Czemu krzyczysz?! –zawołał. 
-Bo leżę z tobą w łóżku! –odkrzyknęłam, równie zdenerwowana. –Czy my…?
Harry parsknął śmiechem, siadając na łóżku.
-Nie, a chciałabyś? –poruszył zabawnie brwami.
Spiorunowałam go wzrokiem i wstałam z łóżka.
Stanęłam przed lusterkiem i kiedy zobaczyłam moje odbicie bardzo, ale to bardzo się przestraszyłam. Miałam rozmytą kredkę wokół oczu, a na czole zostały smugi po fluidzie. Na głowie miałam, jedno, wielkie siano. 
Myślę, że najadłoby się kilka królików.
Weszłam do łazienki i zmyłam z siebie resztki makijażu i poprawiłam włosy szczotką, którą znalazłam na półce.
-Gdzie idziesz? –spytał, kiedy ruszyłam do wyjścia.
-Na dół, muszę zaraz iść… -oznajmiłam.
-A nie chcesz, żebym się ogrzał? –zapytał, uśmiechając się zadziornie.
Wytrzeszczyłam oczy, odwracając się do niego. 
-Nie ważne –machnął ręką i padł na łóżko.
Dlaczego musiałam się tak napić? Dlaczego teraz niczego nie pamiętam? Założę się, że pierdolnęłam coś głupiego, niestosownego i… Na pewno dwuznacznego, ale wiedziałam, że on mi nie powie, co się wczoraj stało i jak trafiłam do ich domu. Film mi się urwał, po tym jak razem z Perrie, wracając do loży położyłyśmy się na jakimś stole. I to tyle. Co było dalej? Nie jestem wstanie sobie przypomnieć, 
ale byłam ciekawa, co się działo. Na pewno było ostro.
Zeszłam po schodach na dół, gdzie zastałam pozostałych. Wszyscy zajmowali się czymś.
-Jak to się dziadostwo włącza? –warknęła Perrie, uderzając w radio.
-Bez nerwów, blondi –zaśmiał się Louis i włączył urządzenie.
Edwards zdziwiona, zmarszczyła brwi i odeszła.
Nagle z głośników wydobył się dźwięk piosenki Taylor Swift „I Knew You Were 
Trouble”.
Przywitałam się z każdym przekrzykując muzykę. Nie byłam pewna, czy Perrie już wytrzeźwiała, bo trzymała w ręce drewnianą łyżkę i śpiewała refren. Usiadłam na blacie obok Nialla i obserwowałam, jak blondynka dobrze się bawi.
Wczorajszy wieczór, chociaż za bardzo go nie pamiętam, był naprawdę fajny. Poznałam świetnych ludzi, którzy co chwile sprawiali, że na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech. Byli tacy zgrani… Od razu gorzej mi się robiło, kiedy powracałam myślami do pustego pokoju hotelowego. Musiałam tą piosenkę jak 
najszybciej skończyć i wrócić do domu. Zostało dwa tygodnie do świąt, a ja nie mam żadnych prezentów, zupełnie nic!
-Kurwa, wyłącz to! –zawołał Harry schodząc po schodach.
Posłał wszystkim groźne spojrzenie i opadł na kanapie.
Razem z Niallem parsknęliśmy pod nosem, a ja zeskoczyłam z blatu i pod głosiłam piosenkę.
-Giselle Diaz, zabiję cię! –krzyknął Harold i zaśmiał się patrząc na mnie. 




*
  

Przechadzałam się między półkami w Tesco, szukając czegoś na kolacje.
Hotelowa restauracja była naprawdę w porządku, ale miałam dość jedzenie homarów, przegrzebków, czy co tam jeszcze jest. Dla mnie to jedzenie było trochę za bardzo 
wykwintne. Miałam ochotę na coś bardzo kalorycznego i postanowiłam zrobić makaron.
Wisiałam na telefonie od dziesięciu minut rozmawiając z Lauren o planie na następne dni.
-Jutro możemy odwiedzić „Przyjazny Dom Dziecka” –zaproponowała, na co niemal od razu przystałam.
Takie miejsca, jak szpitale dziecięce, czy właśnie domy dziecka, były dla mnie najlepszym sposobem na spędzenie wolnego czasu. Czemu? Te dzieci, 
prawdopodobnie nie wiedziały, co znaczy „mama”. Nie wiedziały, co to rodzina i jak to jest spędzać różne święta razem. Nikt nie darzy ich prawdziwą miłością, nikt nie powtarza im codziennie, że ich kocha. Dla mnie rodzina jest najważniejsza, więc nie wyobrażam sobie, chociaż jednego dnia, w którym nie porozmawiam z mamą albo Kendall.
-Pojutrze masz wywiad w telewizji śniadaniowej „Good Morning Britain” –ciągnęła dalej.
Słuchałam ją jednym uchem, bo nie mogłam zdecydować 
się, który rodzaj makaronu wybrać. Gwiazdki były przeurocze, ale myślę, że za dziecinne i za małe do spaghetti.
 -Gigi słuchasz mnie? –zdenerwowała się.
-Słucham, słucham –oprzytomniałam. –Kokardki, czy nitki?  
Zaklęła pod nosem, na co się zaśmiałam i wzięłam nitki. Wszystko już miałam w koszyku, więc udałam się prosto do kasy.
-Gigi, nie myślałaś o tym, żeby kupić tu mieszkania? –spytała spokojnym głosem.
Zmarszczyłam brwi.
-Nigdy! –zaprzeczyłam. –Chcę jak najszybciej opuścić Europę i wrócić do domu.
-Wierzę, że jest ci trudno, ale…-zająknęła się.
Czy ona się denerwowała? Czułam, że zaraz coś się stanie. To taki dar, medium, po mamie.
-Lauren, mów! –ponagliłam ją i wystawiłam zakupy na taśmę.
-Bo… Obawiam się, że… Nie będziesz mogła wrócić na święta do LA –westchnęła, 
łamiącym się głosem.
Na początku mnie zatkało. Nie mogłam złożyć nic sensownego, po prostu nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. I dlaczego?
-Dlaczego? –spytałam cicho, odbierając od kasjerki resztę i paragon.
Skierowałam się do parkingu podziemnego, gdzie czekał na mnie samochód.
Wpakowałam zakupy do bagażnika i wsiadłam do środka.
-Simon chciał, żeby piosenka została wydana w Wigilie, a ty masz ją zaśpiewać, następnego dnia na żywo w wywiadzie z „E! News” –wyjaśniła smutnym głosem.
W tamtym momencie byłam wściekła, nie na Lauren, ale na pieprzonego Simona. Nie miał prawa zabraniać mi wrócić do domu na święta, a tym bardziej planować coś, o czym nie miałam pojęcia. To był cios poniżej pasa!
-Żartujesz, tak? –parsknęłam.
-Przykro mi, Giselle –mruknęła. –Nie mam wpływu na to, co on postanowi. Wiesz, że gdybym ja się tym zajmowała, to już dawno mogłabyś być w domu.
-Rozumiem –przygryzłam wargę. –Zadzwonię później.
-W porządku –rzuciła. –Jutro po odwiedzinach w domu dziecka, rozglądniemy się za czymś. Nie możesz cały czas mieszkać w hotelu.
Rzuciłam telefon na fotel obok i głośno westchnęłam. To była naprawdę zła wiadomość. Nie oczekiwałam takiego obrotu spraw i nie sądziłam, że to wszystko potoczy się, tak źle. Nie chciałam tego, dlaczego więc on to zrobił?!
Miałam ochotę jechać do tej cholernej wytwórni i nawtykać mu! Niestety kontrakt, to kontrakt. Nic nie poradzę.
Po piętnastu minutach byłam pod hotelem.
Nawet, kiedy wróciłam do apartamentu, nie docierało do mnie to, że zostanę tu do Bożego Narodzenia. Nigdy więcej, żadnych kontraktów z Simonem Cowellem. To miasto naprawdę sprowadza na mnie same nieszczęścia. Dlaczego!?
Kiedy wrzuciłam makaron do gotującej się wody, usłyszałam charakterystyczny dzwonek Skype’a. Kiedy odebrałam na wyświetlaczu pojawili się rodzice z Kim i Kendall.
Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Dopiero wtedy doszło do mnie to, jak bardzo za nimi tęskniłam.
-Nasza kochana gwiazdka! –zawołała Kim machając do mnie.
Zaśmiałam się sztucznie. Nawet wspólna rozmowa nie poprawiła mi humoru. Byłam zmuszona im powiedzieć i nie chciałam przeciągać. To nie miało sensu.
-Co się stało? –zapytała Kendall, marszcząc brwi.
Wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam im całą historię.
Nie zmuszałam ich do tego, żeby przyjechali, nawet tego nie proponowałam, bo wiedziałam, że rodzinną tradycją jest spędzenie świąt w domu rodziców, w Malibu. Byłam skazana na spędzenie świąt sama oglądając „Pretty Woman”.
Niech to szlag!
-Przepraszam, nie wiedziałam, że tak wyjdzie –mruknęłam, opierając się o blat stołu.
-Nic się nie stało, wykombinujemy coś –uśmiechnęła się mama. –Nie będziesz sama na święta w tym wielkim mieście.
-Co masz na myśli? –zmarszczyłam czoło.
-Ja wiem! –zawołała Kim i zaśmiała się głośno. –Święta w Londynie, siostra!
Parsknęłam śmiechem, widząc jak podniecona jest, Kim na wiadomość mamy.
Ona miała 27 lat i za kilka tygodni miała urodzić dziecko. Nie mieściło mi się w głowie, że czasami była taka… Tępa.
-Nie mogę was o to prosić –pokręciłam głową. –To jest szalone!
-Nikt cię nie pytał o zdanie –wtrąciła Ken. –Postanowione i już!
-Wszyscy chcecie to przylecieć? –roześmiałam się. To było absurdalne i nie miało szansy się wydarzyć.
-A, co to za święta bez rodziny? –zapytała mama.



*
Rozmawialiśmy przez dwie godziny. Lauren, w którymś momencie też do nas dołączyła i obie siedziałyśmy przed laptopem zajadając się spaghetti. Równocześnie wszystko ustaliłyśmy, co do świąt. Wszyscy mieli przylecieć w Wigilię. Khloe z Lamarem i Masonem, postanowili już zostać do świąt i kuzynka, miała pomóc mi z przygotowaniem jedzenie.
Byłam bardzo podekscytowana, nie sądziłam, że to wszystko potoczy się tak gładko. Byłam szczęśliwa, bo miałam rodzinę, która zrobi wszystko, żebyśmy byli razem.
Mieszkanie trzeba było obejrzeć, jak najszybciej.
O jedenastej Lauren poszła do swojego pokoju, a ja byłam padnięta i marzyłam o tym, żeby położyć się do łóżka.
Wyłączyłam telewizor i w tamtym momencie zadzwonił mój telefon. Byłam lekko zdziwiona, kiedy ujrzałam nazwę Harry’ego. Czego chciał o tej godzinie?
-Gigi? –w słuchawce rozbrzmiał jego głos.
-Słucham? –spytałam trochę zirytowana.
Byłam bardzo zmęczona, a zmęczona Giselle, to zła Giselle. Warto zapamiętać.
-Wiesz, co? Ja nie wiem, gdzie jestem totalnie! –wybełkotał do słuchawki, nie powstrzymując śmiechu.
Był pijany… Tego mi brakowało. Zalany Harry, który prawdopodobnie nie wiedział, co się dzieje. Jak można pić dwa dni pod rząd? Nie rozumiem tego.
-I tak myślałem, że…-przeciągnął, śmiejąc się.
-Do rzeczy, Harry –ponagliłam go.
-Przyjechałabyś po mnie? Tak bardzo, bardzo proszę –skomlił do słuchawki.
Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Byłam drugi raz w Londynie i nie za bardzo orientowałam się, gdzie, co jest i tym bardziej nie wiedziałam, gdzie on się znajduję. To jak szukać igły w stogu siana.
-Ja, nawet nie wiem, gdzie ty jesteś –zauważyłam, przeczesując włosy palcami. 
-Paddington Street 16 340 –wyrecytował. –Przeczytałem to z tabliczki, jest taka niebieska…
To było śmiechu warte, on zachowywał się, jakby był zjarany.
-Zaraz będę –westchnęłam i ruszyłam do holu.
-Jesteś kochana… -wymruczał. –Czy to było seksowne? Tak sądzę.
-Nie poleciałam na to –odparłam i rozłączyłam się.

*

Klub, czy pub albo cholera wie, co znajdowało się dobre półgodziny od centrum Londynu.
Nie mam zielonego pojęcia, co on tam robił i z kim był, ale fakt jeden. Błądziłam o północy po obcym mi mieście w poszukiwaniu Harry’ego Stylesa.
Gdyby ktoś mi powiedział dwa lata temu, że będę to robić, to chyba zeszłabym ze śmiechu, a teraz? Faktycznie to się dzieje!
W końcu ujrzałam go opartego o budynek. Ręce miał schowane w beżowej budrysówce. Lekko podobnej do mojego kożucha.
Zaparkowałam samochód na krawężniku. Było cholernie zimno i ani żywej duszy na tym.. Deptaku, czy co to było.
Ale miejsce, w którym był Harry to straszna speluna. Nieciekawa okolica, chciałam jak najszybciej stamtąd spieprzać.
Schowałam dłonie do kieszenie i w szybkim tempie doszłam do niego.
-Giselle, mordeczko moja! –rozłożył ręce i jedną wskazał na mnie. 
-Uspokój się! –próbowałam powstrzymać śmiech wydobywający się z moich ust. –Jedziemy!
-Tak jest, psze pani! –zasalutował i znowu parsknął śmiechem.
Wzięłam go pod ramię i próbowałam szybko wrócić do samochodu. Niestety to było niewykonalne. Harry wlekł się niemiłosiernie. Podziwiał każdy krzaczek i mówił mi, jak wygląda, jakbym była ślepa. Nie byłam!
Nagle zauważyłam kątem oka, dwóch mężczyzn. Jeden leżał na ziemi, a drugi okładał go pięściami. Obaj byli bardzo umięśnieni i bałam się, jakkolwiek zareagować zwłaszcza, że Harry był pijany. A może jeden z nich miał nóż?
Harry obrócił głowę i dostrzegł ich. O nie!
-Nie odzywaj się, idziemy szybciej –syknęłam i pociągnęłam go za rękaw, ale on się zatrzymał.
-Ta zostaw go stary, on ledwo dycha –machnął ręka Styles, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
Nagle napastnik odwrócił się w naszą stronę i zdenerwowany podszedł do Harry’ego. Nie, błagam! To musiało mieć złe zakończenie, nie wyobrażałam sobie tego inaczej.
Mężczyzna zamachnął się i uderzył pięścią w twarz Stylesa. Cholera jasna!
Po chwili oboje zaczęli się naparzać.
-Puść go albo zadzwonię na policję i zeznam wszystko, co zrobiłeś –odciągnęłam Harry’ego, od bruneta.

Mężczyzna odsunął się, a ja wykorzystałam okazja i pociągnęłam Stylesa, za sobą do samochodu. 



Elie: Przepraszam, że tak długo czekaliście, dziękuje za 11 komentarzy, to naprawdę miło. Jestem bardzo wdzięczna, mam nadzieję, że teraz będzie ich coraz więcej, a to nie było jednorazowo. 
Proszę również osoby, które piszą z Anonima, żeby się podpisywały. 
Jak podoba się ten rozdział? Mam nadzieję, że trochę poprawił wam humor.
A po świętach? Muszę się przyznać, że mam wyrzutu sumienia, bo wpierniczyłam trzy kawałki sernika ;/
Całusy ; *

11 komentarzy:

  1. mam nadzieje że nie bolalo za bardzo,czekam na next. Wiki

    OdpowiedzUsuń
  2. uu super rozdział ! biedny Hazza pewnie będzie go głowa nawalać :/

    OdpowiedzUsuń
  3. oj Harry szykuje sie mocny kac.... /Zuzia

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział genialny ;) Uwielbiam twoje opowiadanie :p
    Megan ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz przyznam, że najbardziej czekam na kolejny rozdział, bo mam nadzieję, że ostatni wątek będziesz kończyła w kolejnym. Ten mi się podoba, poranek u Stylesa w łóżku hahaha :d każdy pozazdrości :)
    Życzę ci dużo, dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. No nie, Elii nie zgadzam się na to! Dlaczego ta okropna Kendall musi się zawsze wpychać? Boże, jak ja jej nienawidzę. Działa mi na nerwy i jest taka słodziutka jak flaki z olejem, ugh! No i zapewne gdy jej chudy tyłek przyleci do Londynu to zacznie się przystawiać do Harry'ego, pijawka jedna! Na stos z nią i wcale nie żartuje!
    Jak ja kocham pijaną wersję Gigi i Harry'ego. Oboje są tacy uroczy i zabawni, kocham to!
    Harry mój dzielny wojownik! Jestem z niego taka dumna i usłyszenie tej historii po raz ponowny jest cały czas zadziwiające. Jeśli wiesz o co mi chodzi ^^
    Idealnie Ci to wyszło, Elii! <3 Kocham Cię <33
    Pozdrawiam i życzę weny <33

    OdpowiedzUsuń
  8. Awww, jacy Gigi i Harry są kochani, jejku. Ta ostatnia scena była słodka, dopóki nie przywlókł się ten koleś. Boże, na miejscu Giselle i tak bym zadzwoniła na policję. Tyle dobrze, że udało jej się odciągnąć Harry'ego.
    A co do wcześniejszych wydarzeń, to w sumie fajnie ze strony jej rodziny, że chcą przyjechać, ale mam jakieś złe przeczucia. Nie przepadam za Kendall, sama nie wiem czemu, ale wydaje się taka sztuczna w tej swojej słodkości. Harry jest Gigi, więc ona nawet niech nie próbuje niczego robić, chociaż wiem, że Giselle do niczego by się nie przyznała. W każdym razie, rozdział bardzo mi się podoba. Czekam na kolejny, słonko. :*

    http://inferno-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. hahah! Uwielbiam pijanego Harrego,poprawiłaś mi humorek tym rozdziałem,dziękuje ci ;3 Ale w sumie próbuję rozkminić czy serio jest nachlany czy może jednak zjarany? beka jak to śmiesznie brzmi "zjarany Hazza" xD
    Um,dodawaj szybciutko następny rozdział bo sie zakochałam i kochana piszesz na prawdę tak cudownie,że wzroku nie można oderwać od tego opowiadania. Na prawdę masz talent,pamiętaj moje słowa xx Mam nadzieję,że także zechciałabyś odwdzięczyć sie i zostawić u mnie komentarz na blogu. To dla mnie ważne,a dla ciebie to zaledwie minutka :) http://coldness-funfiction.blogspot.co.uk/
    a i zapomniałabym dodaje bloga do obserwujących xxx

    OdpowiedzUsuń