We
trójkę z otwartymi buziami wpatrywałyśmy się, zszokowane, w ekran laptopa.
Jakieś
piętnaście minut temu, Kim wpadła do mieszkania z laptopem w ręce i od razu
pokazała wywiad z One Direction w „Good Morning Britian”.
To,
co Harry powiedział, było… Wow! Byłam zaskoczona tym, jak swobodnie się
wypowiedział na ten temat, chociaż był trochę zakłopotany, kiedy prezenter
złapał go na „niestety”. W każdym razie, ja byłam zadowolona, że wszystko
zostało wyjaśnione, przez oboje z nas. Mam nadzieję, że głupie wpisy na
Twitterze, ucichną.
Teraz
będę mogła w spokoju odetchnąć i zacząć się pakować. W Londynie miałam zostać
dwa tygodnie, czyli wrócę dwa dni przed Wigilią.
W
Los Angeles nie pada śnieg, więc nie jestem przyzwyczajona do minusowych
temperatur tak, więc będzie to dla mnie trudne. Poza tym będę zmuszona mieszkać
w hotelu, czego nie lubię. Obce łóżko, obcy pokój i ludzie. Będę tam sama… Bez
najbliższych.
Byłam
bardzo rodzinna i rodzina była dla mnie na pierwszym miejscu. Zawsze.
Dbałam
o to, żebyśmy wszyscy trzymali się razem, ale to nie było trudne. Każdy
troszczył się o siebie nawzajem. Wskoczylibyśmy za sobą w ogień.
-I
zajebiście! –zawołałam, szczerząc się.
-Myślisz,
że w to uwierzą? –spytała Kim, zamykając laptopa.
-Tak
sądzę –odparłam, wyjmując z szafki karton soku.
-Zawsze
mogliście grać… Harry jest seksowny –westchnęła Kim.
Ciąża
źle jej robi. Robi się ckliwa i romantyczna, a nie powinna!
*
Zapięłam
walizkę i westchnęłam głośno. Kendall opierała się o futrynę i ze smutkiem w
oczach patrzyła na mnie.
Co
z tego, że nie będzie mnie dwa tygodnie? Będę za nią cholernie tęsknić!
W
Londynie będę tylko z Lauren. Z całym szacunkiem, ale ona ma czterdzieści lat!
Nie może iść ze mną na imprezę, wyszaleć się i zaliczyć dzikie tańce. Może
nadal w gra w niej młody duch, ale bez przesady.
Mam
nadzieję, że jakimś cudem poznam kogoś albo Bóg mi ześle kogoś. Cokolwiek.
-Kocham
cię –podeszłam do brunetki i mocno ją przytuliłam.
-Masz
dzwonić –zagroziła i uśmiechnęła się. –I pisać i w ogóle, wszystko na raz.
Zaśmiałam
się pod nosem. Szczerze było mi smutno, że musiałam opuścić dom i Ken. Miałam
nadzieję, że spotka mnie tam coś przyjemnego i nie będę musiała żałować swojej
decyzji.
Zeszłam
ze swoimi tobołami na dół. Przed domem czekał samochód Lauren. Rzuciłam,
ostatni raz, okiem na dom i stojącą w progu Kendall, po czym pomachałam jej i
wpakowałam się do samochodu.
Uśmiechnęłam
się do Lauren i założyłam okulary przeciwsłoneczne.
*
Kiedy
wylądowałyśmy na lotnisku w Londynie, było jeszcze ciemno i do tego piąta rano.
Przez okno widziałam ile śniegu leży na drogach i jak mocno wieje.
Muszę
zainwestować w kożuch i ciepłe buty. Pogoda była przerażająca. Londyn jest
piękny, ale latem. Kiedy jest ciepło, słonecznie i w ogóle. Nie znoszę zimy!
Kiedy
wyszłyśmy z terminalu powitała mnie stuosobowa grupka fanów. Zrobiło mi się
cieplej na sercu, widząc twarze dziewczyn i chłopaków. To miło z ich strony, że
czekali z samego rana, żeby mnie zobaczyć. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje
się naprawdę. Niesamowite!
-Cześć
–przybijałam z każdym po kolei piątki.
-Gigi,
mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? –spytała rudowłosa.
Uśmiechnęłam
się do niewysokiej dziewczyny i objęłam ją ramieniem.
-Uwielbiam
cię! –krzyknął jakiś chłopak z tłumu.
Czułam
się osaczona, co w pewnym sensie było dokuczliwe, bo nie mogłam nawet z nimi
porozmawiać, co moim zdaniem było ważniejsze. Ale z nimi nie dało się dogadać.
Ilekroć próbowałam coś powiedzieć, zaczynali piszczeć i nie dali mi dojść do
słowa. To trochę wkurzające.
-Gigi,
musimy iść –oznajmiła Lauren, biorąc mnie za rękę i w towarzystwie ochroniarzy,
wyszliśmy bocznym wyjściem.
Głupio
było mi ich zostawiać, po prostu dla mnie było to nie w porządku, ale nie
chciałam denerwować Lauren, która była mocno zmęczona.
Chciałam
szybko znaleźć się w łóżku, nawet hotelowym.
Kiedy
czarny SUV stanął przed wielkim hotelem, podszedł do nas boy hotelowy i wziął
bagaże równocześnie prowadząc nas do recepcji.
Niska
blondynka, wręczyła kartę mi i Lauren, po czym zaprowadziła do windy.
Na
dwudziestym trzecim piętrze znajdowało się pięć pokoi, ale nasze znajdowały się
obok siebie.
Obie
zamierzałyśmy się porządnie wyspać, więc kiedy tylko weszłam do wielkiego
pokoju, nie zachwycałam się, jaki był piękny (a był), tylko rzuciłam się na
łóżko i zamknęłam oczy.
Niestety
nie dane było mi spać, gdyż zadzwonił mój telefon. Kris… Znaczy mama.
-Cześć,
skarbie! –usłyszałam jej ciepły głos w słuchawce.
W
tamtym momencie uświadomiłam sobie, jak bardzo za nią tęsknie. Niby mieszka w
Malibu, a odkąd razem z Ken, przeprowadziłyśmy się do LA, rzadko się widujemy.
-Cześć,
mamo –westchnęłam, przeciągając się.
-Wszystko
w porządku, brzmisz jakbyś miała się rozkleić –jej ton zmienił się w
zaniepokojony.
Kiedy
wypowiedziała to zdanie, czułam, że jeśli się odezwę mój głos się załamie, a z
oczu wypłyną łzy. Nie potrafiłam przed nią grać.
Źle
się czułam z tym, że jestem sama w wielkim mieście bez rodziny i nie mam w
nikim wsparcia, oprócz Lauren, która będzie zajęta spotkaniami.
-Wiedziałaś,
z czym to się wiąże, prawda? Żałujesz? –spytała.
-Nie,
nie żałuję –przełknęłam ślinę i otarłam łzy.
-Musisz
być twarda, kochanie! Zawsze byłaś… Chyba nie dasz się jakimś Brytyjczykom?
–starała się podnieść mnie na duchu.
-Nigdy!
–zawołałam.
Nie
lubiłam, kiedy Amerykanów porównywało się do Brytyjczyków i kiedy mówili, że są
„tacy sami’’ albo „niczym się nie różnią”. To mnie cholernie wkurzało.
-Nie
myślałaś o tym, że spotkać się z Khloe? –zaproponowała. –Jest w Londynie od tygodnia,
razem z Masonem i Lamarem, na wycieczce.
Khloe
to moja kuzynka. Córka, siostry mamy. Nasza cała rodzina mieszka w Malibu,
tylko ja i Ken, się przeprowadziłyśmy, więc wiadomość, że Khlo jest w Anglii
strasznie mnie zdziwiła i ucieszyła.
Chociaż
jest naszą kuzynką, zawsze traktowałyśmy ją jak siostrę. Była starsza ode mnie
o sześć lat, ale niby wiecznie młoda. Miała męża Lamara, wysokiego, ciemnoskórego
byka. Znaczy ja go tak nazywałam. Był człowiekiem ze skóry i kości, tylko
zawodowo grał w koszykówkę, więc był wysoki i umięśniony. Razem spłodzili
czteroletniego Masona, która jest moim kochanym aniołkiem.
-Myślisz,
że miałaby czas, żeby się ze mną spotkać? –spytałam.
-A
ty miałabyś czas? –odbiła piłeczkę.
*
Kiedy
wstałam, było w pół do pierwszej. Za oknami widziałam, że śnieg pada w
najlepsze, a chodniki są pokryte warstwą puchu.
Nie
byłam przyzwyczajona do ubierania kożucha i ciepłych butów, ale byłam zmuszona.
Zima to mój wróg numer jeden.
Wygrzebałam
z walizki parę dżinsów, białą koszulę i kremowy sweter.
O
piątej byłam umówiona z Lauren i producentem, więc miałam czas, żeby spotkać
się z Khloe. Ona również znalazła dla mnie czas. Umówiłyśmy się w jakiejś
kawiarni, na ciastko i kawę.
Cieszyłam
się, że ponownie ją zobaczę, nawet przed świętami.
Nałożyłam
cienką warstwę pudru i delikatnie umalowałam oczy i musnęłam rzęsy tuszem.
Wróciłam
do pokoju i jeszcze raz przeszukałam walizkę w poszukiwaniu kożucha i butów.
Jeszcze
nigdy w życiu, nie byłam tak grubo ubrana. Buty były faktycznie ciepłe, a
kurtka… Nigdy nie była mi taka potrzebna. Byłam w szoku! To, co działo się za
oknem, było dla mnie abstrakcją.
Dopiłam
filiżankę kawy i włożyłam ją do zlewu, po czym wzięłam torbę i wyszłam z
apartamentu.
Kiedy
wyszłam przed hotel, zerwał się silny wiatr i zawiał mi śniegiem po oczach.
Włożyłam
na dłonie podobnego koloru, co kurtka ciepłe rękawiczki i ruszyłam do kawiarni.
Mniej-więcej
wiedziałam, jak tam dojść. Znajdowała się kilka ulic dalej, po drugiej stronie.
Czułam
jak było ślisko, więc ostrożnie starałam się stąpać po chodniku. Czułam, że
telefon mi wibruje, więc wyjęłam go z torebki i spróbowałam odebrać, ale przez
rękawiczki nie dało się.
Nagle
noga mi się podwinęła i wylądowałam na ziemi. Byłam cholernie wkurzona.
-Pieprzony
Londyn! –zaklęłam pod nosem.
-Widzę,
że bardzo się cieszysz, że spadł śnieg, czyż nie? –spytał Harry, podając mi
dłoń.
-Wal
się! Nie znoszę zimy! –warknęłam i otrzepałam tyłek ze śniegu.
Gleba
zaliczona, co jeszcze?
Zdjęłam
rękawiczki, ale akurat telefon przestał dzwonić. Byłam pewna, że to Khlo, ale
nie oddzwoniłam do niej. Nie chciałam przerywać tej chwili, a co dopiero ją
kończyć.
-Co
tu robisz? –zmarszczył brwi.
-Nie
cieszysz się? –zrobiłam smutną minę.
-Cóż,
racja. Mamy okazję pogadać, tym razem twarzą w twarz –zauważył i uśmiechnął się
zadziornie. –Więc, co cię tu sprowadza?
-Powiedziałabym
ci, gdybyś zaprosił mnie na kawę –mruknęłam, puszczając do niego oko.
-Chcesz,
żeby zaprosił cię na randkę?
-Gdzie
i kiedy? –spytał, rozkładając ręce.
-Zaskocz
mnie –odparłam tajemniczo.
Ubrałam
rękawiczki i odwróciłam się do niego plecami, po czym ruszyłam przed siebie.
-Gigi!
–zawołał za mną.
Uśmiechnęłam
się pod nosem, ale nie zwolniłam kroku. Serio chciałam, żeby to była
niespodzianka, jeśli chciał to wiedzieć.
Przeszłam
na drugą stronę ulicy i w zasięgu mojego wzroku pojawił się szyld „Douceur”.
To
była ciekawa konfrontacja. Nie było świadków, natarczywych paparazzi, co mnie
najbardziej cieszyło, bowiem obecność ich bardzo mnie denerwowała.
Spotkaliśmy
się, jak starsi znajomi, to było fajne.
Pchnęłam
duże, szklane drzwi kawiarni. Od wejścia przywitał mnie zapach wanilii i
parzonej kawy.
Po
chwili ujrzałam, jak brunetka macha do mnie. To była Khloe. Uśmiechnęłam się do
niej i ruszyłam do stolika, strzepując śnieg z włosów.
Khloe
pocałowała mnie w policzek na powitanie i usiadła na swoim miejscu, a ja
naprzeciwko niej.
Zdjęłam
tą piekielną kurtkę i położyłam na torbie obok siebie.
-Ale
się zmieniłaś! –skomplementowała mój wygląd.
Uśmiechnęłam
się do niej blado.
-Gigi,
co jest nie tak? –upiła łyk kawy przez słomkę i podparła głowę na dwóch
dłoniach, na stole. –Wiesz, że mnie nie okłamiesz?
Ścisnęła
moją dłoń na stole.
-Nie
odnajduję się tutaj –westchnęłam, odgarniając włosy. –Źle się czuję z tym, że
nie ma tu nikogo z rodziny i nie mam, z kim porozmawiać. Chcę wrócić do domu i
jednocześnie zostać tu i nagrać płytę.
-Nikt
nie mówił, że będzie łatwo –zaczęła, patrząc mi w oczy. –Żeby osiągnąć sukces,
trzeba wysiłku, wiele cierpliwości i odwagi. Jesteś niezwykle silną
osobowością, wiesz? I nie zaprzeczaj, bo to ty występujesz na scenie przed
tysiącami ludźmi. Ty rozdajesz autografy, piszesz doskonałe piosenki i
komponujesz. Nikt nie daje czadu, na perkusji, tak jak ty. Nikt nie opiekuje
się pianinem, tak jak ty. Jesteś jedyna w swoim rodzaju, Gigi. I kochamy cię,
taką, jaką jesteś.
-A
jeśli będzie naprawdę źle, wystaw środkowy palec i krzyknij „pierdolcie się”
–dodała.
Wpadłyśmy
w głupawkę.
Khloe
zawsze potrafiła poprawić mi humor. Poza tym, zawsze była bardzo zabawna i ona
na świętach, zarzucała świetnymi żartami i rozbawiała wszystkich. To ważna
cecha. Myślę, że jeśli by zabrakło poczucia humoru, Khloe rzucałaby tylko mądre
rady, jak… Buddystka.
Resztę
czasu spędziłyśmy, jedząc szarlotkę i pijąc mrożoną kawę.
Było
świetnie! Z racji tego, że za dwa tygodnie będą święta, wspominałyśmy jak
kiedyś je spędzałyśmy i co będzie tego roku. Czy Rob (młodszy brat Khloe),
znowu podpali choinkę „niechcący”? A może tym razem tata rozleje gorącą zupę na
stół? Warto się przekonać.
Kiedy
zaczęło się robi szarawo, postanowiłyśmy się ewakuować. Było dziesięć minut po
czwartej i musiałam się spiąć, żeby zdążyć na czas do studia.
-Jakby,
co dzwoń –przypomniała Khlo, kiedy wyszłyśmy przed kawiarnię. –Jestem w
Londynie, do następnego piątku.
Pomachałam
jej na pożegnanie i udałam się w stronę studia.
*
Miałam
minimalne spóźnienie, a mianowicie to półgodziny. Wierzyłam, że jeszcze na mnie
czekają i się nie rozmyśli. Po prostu, źle oszacowałam czas i… Odległość. W
końcu zaczęłam biec. Z przepustką w ręce, między korytarzami i pokojami biegłam
i starałam się odnaleźć pokój 345.
Wpadłam
do środka jak burza. Byłam zgrzana, a policzki na pewno były mocno czerwone.
-Przepraszam
za spóźnienie! –zawołałam, zamykając za sobą drzwi.
Nie
krzyczcie na mnie, nie chciałam!
-W
porządku Gigi, nic się nie stało –uspokoiła mnie Lauren, masując skroń i
kończąc palić papierosa.
-Zgaś
to –upomniał ją brunet, siedzący na sofie, naprzeciwko niej.
-Gigi,
to Simon Cowell –przedstawiła mnie.
Mężczyzna
wystawił rękę.
-Giselle
Diaz –uścisnęłam ją.
Simon
posłał mi promienny uśmiech.
-Przejdźmy
do rzeczy –podjął. –Masz niesamowity talent, wiesz? Nie można tego zmarnować i
to byłby straszny wstyd, gdybym nie dał ci szansy. Bardzo chcę, żebyś podpisała
kontrakt na płytę.
-Gigi
–zasugerowała się mną, Lauren.
-Bardzo
bym chciała –uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową.
-Załatwione!
–klasnął w dłonie i wyjął z teczki papiery.
Podał
je najpierw Lauren, a ona pokazała mi gdzie podpisać.
-Masz
studio do dyspozycji, od zaraz –oznajmił. –Możesz tu pracować i nie ukrywam,
ale zależałoby mi, żeby piosenka była skończona do końca tygodnia.
Byłam
trochę zaskoczona jego prośbą, ponieważ nie potrafię pracować pod presją czasu.
Emocje wylewam na papier i tak tworzę piosenki, a teraz co mam stworzyć?
Tęsknota za domem?
Po
krótkiej pogawędce z nimi, oboje opuścili studio i zostawili mnie samą.
W
kącie stał fortepian. Podeszłam do niego i przyjrzałam się klawiszom.
*
Było
po północy. Strasznie zmęczona, szłam korytarzem do automatu po kawę.
Miałam
blokadę. Jedna zwrotka tekstu i przez tego kilka godzin, cały czas poprawiana.
Byłam na siebie zła, że nie mogę nic innego napisać i ciągnęło mnie do jakichś
miłostek.
Nacisnęłam
przycisk z Latte i obserwowałam, jak się parzy.
-Giselle?
Pod
wpływem męskiego głosu, odwróciłam się do mężczyzny, którym okazała się Harry.
Widziałam,
jak bardzo był zdziwiony moją obecnością tutaj, tak jak ja, jego. Co robił w
studiu o pierwszej w nocy?
-Niespodzianka!
–zawołałam.
Miałam
mu o tym powiedzieć, na naszej „kawie”, ale chyba nici z tego. Zrobiło mi się
smutno, bo nie będę miała pretekstu, gdzieś z nim wyjść. Bez żadnych
podtekstów.
Wyjaśniłam
mu całe zajście z kontraktem i prawdziwy powód mojego przyjazdu do Londynu. Chyba
się ucieszył, że mnie widzi. Przynajmniej takie miałam wrażenie, kiedy
zaproponował mi pomoc przy piosence.
Siedzieliśmy
na krzesełku przy fortepianie i staraliśmy się ułożyć melodię, idealną do słów.
Było to nie lada wyzwanie. Nie wiedziałam, czy powinno być to smutno, ale tak
czułam. Melancholijnie.
-Na
czym grasz? –spytał.
-Fortepian
i perkusja –odpowiedziałam, zgarniając włosy na ramię. –A ty?
-Na
nerwach –zażartował.
W
odpowiedzi zaśmiałam się i spojrzałam na partyturę.
-I figured it out I figured it out from black and white Seconds and
hours Maybe they hide to take some time –zaśpiewałam, grając melodię. Po chwili
dołączył się do mnie Harry ze swoim głosem. Niby nic, ale współgrały niemal
idealnie. Tak mi się wydawało.
-You And I –rozbrzmiały nasze głosy. –We don’t wanna be like them. We can make it ‘till the end. Nothing can
come between, you and I
To
tyle. Nie wiedziałam, co powinno być dalej. Czułam naprawdę dużą blokadę, a
melodia i słowa, przypadły mi do gustu, więc miałam wielką motywacją, żeby ją
dokończyć.
-Dzięki
–zarumieniłam się.
-Mówią
na ciebie ideał? Ładna, z talentem i zabawna…
-Kiepski
tekst na podryw –zbeształam go.
Oboje
się zaśmialiśmy.
-Dla
mnie jesteś odpowiednikiem ideału –oznajmił, patrząc na mnie.
Elie:
Jestem lekko zmartwiona. Co się stało, kochane? Co jest nie tak z tym
opowiadaniem? Nudzi was? Najwyraźniej chyba tak, bo nie chcecie komentować, to
mnie trochę niepokoi… Pokażcie mi, że jest was dużo.
Przepraszam,
że tak długo czekałyście, ale nie miałam motywacji.
Mam
nadzieję, że pod tym postem będzie o wiele więcej komentarzy, liczę na to.
Głosujcie
w ankiecie!
I
mam dla was niespodziankę w postacie zwiastunu! Może wam to rozświetlić, nieco
fabułę.
Rajciu *.* A niech mnie coś pipnie, bo chyba będę chodziła zahipnotyzowana cały tydzień *.* Ty to wiesz jak napisać coś ze stylem i szałem *.*
OdpowiedzUsuńPo prostu BOSKI JEST TEN ROZDZIAŁ, WIESZ? SŁYSZYSZ MNIE?! :D
Nienawidzę Ken, nienawidzę Ken, nienawidzę Ken, nienawidzę Ken, nienawidzę Ken, nienawidzę Ken, NO JAK JA JEJ NIENAWIDZĘ! -.- Głupia małpa -.-
Harry i Gigi są tacy jklsdfhdfg <3 Omg, ale jestem podjarana tą dwójką, słowo honoru chyba ich zaraz wyściskam, zrobię zdjęcie i włożę do ramki, a na koniec zrobię ołtarzyk *.*
Ta piosenka jest cudowna i jeśli mam być szczera to kocham ją całym sercem, a szczególnie refren, kiedy Harry go śpiewa, bo oddaje swoje uczucia i jestem taka zauroczona, że to aż boli ;)
Już Ci mówiłam, że zwiastun jest bombowy także DOSTAJESZ SZEŚĆ!
Jesteś najlepsza, Elii <3 Kocham Cię <333
Pozdrawiam i życzę weny <333
PS DODAJ SZYBKO NOWY BO BĘDĘ CI SPAMIĆ NA GG :d
Rozdział jest po prostu zarąbisty,kocham <33,a zwiastun no normalnie asdfghjkl *,*
OdpowiedzUsuńKocham,kocham,kocham i TO NAS NIE NUDZI !! nawet tak nie myśl to jest po porostu tak fajne że nie da się opisać słowami
świetny rozdział! a zwiastun to po prostu zajebisty ! już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńdo następnego skarbie <3
Super ! Nie mogę się doczekać kolejnego. Ale tak strasznie chciałabym już mieć jasny przekaz co i jak bd i wgl. Ale błagam o jedno żeby choć nie wiem c miałoby się stać oni muszą być razem, bez żadnych śmierci itp. Idealna miłość, musisz podkoloryzować mój świat ;)
OdpowiedzUsuńNie mam niestety dziś czasu na dłuższy komentarz, ale JA czytam :) xx
OdpowiedzUsuńZakochałam się w twoim opowiadaniu ;p Jest takie dobre ;) Naprawdę ^^
OdpowiedzUsuńKurna! Jesteś moją stałą czytelniczką, a ja jeszcze nie byłam na twoim blogu! Co ja mam w głowie? :o dzisiaj weszłam, przeczytałam wszystko i bardzo mi się podoba :D coś innego, naprawdę fajnego. trochę mnie denerwuje, że to rodzinka Kardashianów, których obdarzam średnią sympatią, nie powiem, że niee, ale poza tym jest super :d Harry na koniec tego rozdziału przeeeeeeeeeeeesłodki. Normalnie do zjedzenia. Ah! Na pewno będę czytać!:*
OdpowiedzUsuńChyba dzisiaj przeczytałam tego bloga i muszę stwierdzić ze jesteś niesamowita. :)) Masz duuuuży talent i teraz tylko czekać na nowy rozdział. :*** pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuń